[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie ma tu nic o butelce.
- Nie ma jej w wykazie obiektów zabezpieczonych przez nasze służby. To znaczy, że
jej w ogóle nie było, a gospodyni łże, kapitanie!
- Jeśli tak uważacie, to rzeczywiście nie było flaszki po koniaku. A gospodyni
kłamie. A teraz najważniejsze: co ze śladami cyjankali?
- Jakich znowu cyjankali? O co wam chodzi, Wirski? Mówcie jaśniej, do kurwy
nędzy!
- Majorze, możecie robić ze mnie durnia, jeśli taka wasza wola, ale przecież znacie
wynik autopsji dokonanej przez doktora Kierszmana! Szczapa nie zginął
prawdopodobnie od kuli, lecz został otruty! Otruty kwasem pruskim lub czymś
podobnym! Więc gdzieś mogły, choć nie musiały, pozostać ślady po truciznie!
- Wirski, to raczej wy macie umysł zatruty, alkoholem, bezsennością lub miłością do
tej lali z Partyzantów trzy przez pięć! Nie było mowy o truciznie w raporcie
Kierszmana! Szczapa został zastrzelony z tetetki. I kropka! Ja wam to mówię, ja, major
Kowadło!
Wirskiego zatkało. A więc to tak! Wszystko już zostało ustalone! Ustalił Kowadło i
jego przełożeni z bezpieki; to co ja tu jeszcze robię?
Do słuchawki zaś powiedział:
- Dziękuję za troskę oraz wyniki. Idę spać, majorze. Mam jutro, to znaczy dziś,
trudny dzień.
- Nie wątpię! Do zobaczenia w Komendzie Głównej MO, kapitanie - zarechotał
Kowadło i odłożył słuchawkę.
Niech to wszyscy diabli! Podaję się do dymisji!
Powzięta decyzja uspokoiła Wirskiego. Zasnął teraz natychmiast.
67
Dzień czwarty - środa Wielkiego Tygodnia.
Na środę, 14 kwietnia, godzinę dziewiątą rano, generał Zenon Krochmalski zwołał
odprawę, podczas której Wirski przedstawić miał stan śledztwa na niecałe trzy doby po
odkryciu zabójstwa w alei Róż.
Trzy dni to zbyt mało czasu, aby wyciągnąć konkretne, precyzyjne wnioski, ale to
wystarczająco wiele, żeby móc wytyczyć kierunek lub kierunki śledztwa.
Pomimo utrudnień, matactw i intryg ze strony Kowadły! W świetle dnia nocna
rozmowa z majorem nie wydała mu się już tak dramatyczna. Major chciał go wytrącić
z równowagi to nie ulegało wątpliwości. Pokazać, że to on, a nie Wirski rozgrywa całą
partię. Zgoda! Ale to nie major trzymał wszystkie sznurki w ręku.
Trzymał je Wirski, a Kowadło starał się je tylko zaplątać. Ot, cała tajemnica. Nie
będzie podania się do dymisji, kapitanie Wirski. Nie będzie łatwego triumfu tego
troglodyty z bezpieki!
Z tym mocnym postanowieniem zabrał się za poranną toaletę, a potem za śniadanie.
Maczając suchą bułkę w zbożowej kawie (wczoraj zapomniało zakupach), pomyślał
nie bez satysfakcji, że udało mu się prawdopodobnie odkryć sprawcę, konkretnie zaś
sprawczynię, w niespełna czterdzieści osiem godzin po wszczęciu śledztwa.
Oczywiście, wiele elementów sprawy pozostawało niejasnych, wręcz ciemnych;
wyjaśnienia wymagały wszystkie prawdziwe i fałszywe tropy pozostawione przez
Bożenę, Michała i szereg innych osób związanych z mieszkaniem Szczapy.
Obraz zbrodni doskonałej popełnionej przez licealistkę mącił, co prawda, fakt
znalezienia fiolki po cyjankali w pojemniku na śmieci pod domem Brodzkich. Ale
mogła ona nie mieć związku ze sprawą, mogła też stanowić dowód na to, że
sprawczynię zawiodły w końcu nerwy, opuściły zdrowy rozsądek i czujność.
Znalazł jednak zabójczynię i co równie ważne, motyw jej działania. Wiedział też, jak
ewentualnie zapewnić alibi Michałowi, poszukiwanemu teraz przez milicję i służby
bezpieczeństwa. Czy naprawdę, czy tylko rzekomo poszukiwanemu?
Myśl, że Brocha znajduje się w rękach bezpieki, nie dawała mu od wczoraj spokoju.
Może Krochmalski, a może Kowadło puszczą dziś farbę na temat Brochy? Nie mógł
sobie wyobrazić sytuacji, w której prowadziłby śledztwo, nie wiedząc, co się dzieje z
jednym z głównych podejrzanych. Czy ukrywa się, czy spokojnie siedzi w domu, czy
też zeznaje w podziemiach Rakowieckiej?
W nocnych rewelacjach Kowadły naprawdę jeden szczegół był niepokojący:
identyfikacja odcisków papilarnych Michała Brochy. Niepokojący, ale pod warunkiem
że prawdziwy. Przecież Kowadło mógł zmyślać lub kapitan Majewski fałszować
wyniki na rozkaz bezpieki.
Zapewnienie alibi oznaczało równocześnie możliwość pozbawienia Brochy tegoż
alibi a więc Wirski stawał się panem życia i śmierci obojga, tak Bożenki, jak i Michała.
Słowem, wiedział znacznie więcej, niż spodziewać się mogli jego zwierzchnicy.
Pytanie, co zamierzał uczynić ze swoją wiedzą?
Zadał je sobie jeszcze wczoraj, zaraz po rozmowie z Bożenką Brodzką. Zadawał i
teraz, przełykając kawałki podeschniętego pieczywa.
Odprawa miała odbyć się w gabinecie Krochmalskiego.
Zwieżo wzniesiony budynek Komendy Głównej MO przy ulicy Puławskiej
przyciągał wzrok czerwoną, nieotynkowaną fasadą.
68
Wszystko tu było świeże, wokół rozchodziły się bynajmniej nie policyjne zapachy
wapna, farby i lakieru. Duża część gmachu, który identycznie jak ten przy
Rakowieckiej krył swą przepastność przed wzrokiem przechodniów, pozostawała
jeszcze nie wykończona.
Oficer dyżurny prowadził Wirskiego przez labirynt rusztowań, pomieszczeń
wypełnionych krzątaniną tynkarzy i malarzy, bacznie obserwowanych przez
uzbrojonych strażników. %7ładen z robotników nie pracował tu dobrowolnie.
Sfatygowane drelichy nosiły numery nie tylko stołecznych, ale też znacznie
oddalonych od miasta zakładów karnych.
Widać ogłoszono w resorcie pospolite ruszenie.
Kiedy Wirski zameldował się u Krochmalskiego, Kowadło oraz jeszcze ktoś z UB
byli już na miejscu. Siwy obłok unoszący się nad ich głowami oraz sterty niedopałków
w popielniczkach dowodziły, że odprawa (a raczej narada) zaczęła się na dobrą
godzinę przed przybyciem Wirskiego.
Nieznany mu wcześniej ubek z Wydziału Zledczego nazywał się Kłysiński i był w
randze pułkownika. Major zwracał się do niego po imieniu, per Marian, ale robił to z
wyrazem pewnego szacunku rzecz raczej niespotykana u Kowadły.
Krochmalski, sztywny i czujny, co dowodziło rangi spotkania, nie krył, że ma ono
dwa główne przedmioty, przy czym tylko pierwszy o charakterze ściśle policyjnym,
czyli jak się wyraził generał, kryminologicznym .
Wirski domyślił się od razu, jaki będzie ten drugi przedmiot, ale teraz musiał
skoncentrować się na swoim odcinku zadania.
- A więc? - zagaił generał, a wszystkie oczy zwróciły się ku kapitanowi.
- Tak więc wiemy już, że przyczyną śmierci towarzysza Bogusława Szczapy nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates