[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drzwi.
Pitt podskoczył do ocienionej bramy budynku stojącego przy parkingu i schował się.
Niemal w tej samej chwili ruszyły samochody i skierowały się w jego stronę. Jechały jeden za
drugim. Pitt skulił się w bramie, gdy światła pierwszego wozu omiotły ulicę przed nim.
Chwilę pózniej pierwszy z sześciu samochodów minął Pitta o jakieś sześć metrów.
Zwolnił nieco, zanim skręcił w przecznicę. Chłopak miał dość czasu, aby dostrzec
uśmiechnięte twarze pasażerów. Kolejno minęły go pozostałe samochody. Kiedy ostatni
zwolnił przed skrętem, Pitt wstrzymał oddech. Po plecach przeszedł mu dreszcz najgorszego z
możliwych przerażenia. Na tylnym siedzeniu znajdowała się Cassy!
Pitt nie mógł się powstrzymać. Nie zważając na ewentualne konsekwencje, wyszedł z
cienia, jakby zamierzał dogonić samochód i otworzyć siłą drzwi. Blade światła ulicy odkryły
jego sylwetkę i w tym samym momencie Cassy popatrzyła w jego stronę.
Przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały. Pitt chciał pobiec za autem, ale Cassy
pokręciła głową i moment minął. Samochód przyspieszył i rozpłynął się w ciemnej nocy.
Pitt cofnął się w cień bramy. Był wściekły na siebie za to, że niczego nie zrobił. Z drugiej
jednak strony w głębi zdawał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. Gdy zamknął oczy,
widział twarz Cassy w oknie odjeżdżającego pojazdu.
Rozdział 17
Godzina 5.15
Nocne niebo usiane gwiazdami jaśniało w różowawym błękicie zwiastującym na
wschodzie następny dzień. Nadchodził świt.
Usłyszawszy dobrą wiadomość, Beau wyszedł na balkon swojej sypialni i cieszył się
nocnym powietrzem. Teraz niecierpliwił się, że minuty mijają tak wolno. Wiedział, że
spotkanie wisi w powietrzu. Widział samochód, który jechał szosą i zniknął mu z oczu,
zajeżdżając przed front posiadłości.
Słyszał kroki w sypialni i ruch klamki przy otwieraniu drzwi balkonowych. Ale nie
odwrócił się. Nieruchomy wzrok utkwił w odległym punkcie horyzontu, gdzie zaczęło
wschodzić słońce, gdzie zaczynał się nowy dzień, nowy początek.
 Masz towarzystwo  powiedział Alexander, po czym się wycofał i zamknął za sobą
drzwi.
Beau przyglądał się pierwszym złotym promieniom. Czuł w ciele dziwne napięcie, które
z jednej strony rozumiał, z drugiej jednak było dla niego tajemnicze i przerażające.
 Witam, Cassy  odezwał się, przerywając ciszę. Powoli odwrócił się. Ubrany był w
ciemny aksamitny szlafrok.
Cassy uniosła ręce, by osłonić oczy przed promieniami słonecznymi, w których ginęły
rysy twarzy Beau.
 Czy to ty, Beau?  zapytała.
 Oczywiście, że to ja  odparł. Podszedł do niej.
Nagle dostrzegła szczegóły i aż wstrzymała oddech. Zmiany mutacyjne postępowały.
Mała plamka zza prawego ucha, którą przypadkowo odkryła podczas poprzedniego spotkania,
rozlała się na szyję i sięgała teraz linii żuchwy. Niczym pełzającymi mackami zaczęła
wchodzić nawet na policzki. Skóra na głowie przypominała patchwork pozszywany z
kawałków nowej, obcej skóry i starej, ciągle porośniętej włosami. Usta, choć uśmiechnięte,
były ściągnięte, z wąskimi wargami, za którymi pożółkłe zęby wyraznie się cofnęły. Oczy
przypominały czarne koła pozbawione tęczówek. Nieustannie nimi mrugał, ale to raczej dolna
powieka podnosiła się, a nie górna opadała jak u ludzi.
Cassy cofnęła się gwałtownie, z przerażeniem.
 Nie bój się  poprosił Beau. Zbliżył się do niej i objął ją.
Cassy zesztywniała. Palce Beau oplatały jej ciało niczym węże. Bił od niego trudny do
wytrzymania odór.
 Proszę, Cassy, nie bój się. To tylko ja, Beau.
Nie odpowiedziała. Musiała całą siłą woli walczyć, aby nie krzyczeć.
Beau odchylił się, zmuszając dziewczynę do ponownego spojrzenia w jego twarz.
 Tak bardzo za tobą tęskniłem  wyznał.
W nagłym, nieoczekiwanym przypływie energii Cassy wrzasnęła i odepchnęła go,
uwalniając się. Tym ruchem całkiem zaskoczyła Beau.
 Jak możesz mówić, że za mną tęskniłeś? Nie jesteś już moim Beau.
 Ależ jestem  odpowiedział uspokajająco.  Zawsze będę Beau. Ale teraz jestem
jeszcze czymś więcej. Jestem połączeniem mojej byłej ludzkiej natury i gatunku starego
niemal tak jak stara jest sama Galaktyka.
Cassy ostrożnie przyjrzała się Beau. Jedna część osobowości kazała jej uciekać, druga w
przerażeniu paraliżowała ruchy.
 Ty także staniesz się częścią nowego życia. Każdy nią będzie, a przynajmniej ci, którzy
nie mają jakichś okropnych genetycznych obciążeń. Ja dostąpiłem zaszczytu bycia
pierwszym, ale to sprawa przypadku. To mogłaś być ty albo ktokolwiek inny.
 Więc teraz rozmawiam z Beau? Czy może ze świadomością wirusa przemawiającą
przez medium, którym jest Beau?
 Odpowiedz brzmi, jak już zaznaczyłem, z oboma  cierpliwie wyjaśnił Beau.  Ale
obca świadomość narasta wraz z każdą przemienioną osobą. Składają się na nią wszyscy
zainfekowani ludzie, tak jak ludzki mózg złożony jest z pojedynczych komórek.
Wyciągnął ostrożnie rękę przed siebie. Nie chciał jeszcze bardziej niepokoić Cassy.
Zacisnął palce w pięść i lekko potarł jej policzek.
Musiała zwalczyć uczucie słabości, jakie ogarnęło ją na myśl o zalotach tej kreatury.
 Muszę coś wyznać  powiedział Beau.  Początkowo próbowałem nie myśleć o tobie. 
Nie było to nawet trudne z powodu pracy, która musiała zostać wykonana. Lecz ciągle
pojawiałaś się w mych myślach, co pozwoliło mi zrozumieć istotę ludzkich emocji. To
niespotykana słabość w kosmosie. Człowiek we mnie kocha cię, Cassy, i jestem
podekscytowany perspektywą obdarowania cię wieloma światami. Pragnę, abyś została jedną
z nas.
 Nie przyjeżdżają  powiedziała Sheila.  Bez względu na to, jak bolesna jest
rzeczywistość, obawiam się, że musimy ją zaakceptować.  Wstała i przeciągnęła się. To była
bezsenna noc. Przez okna chaty widzieli zatopione we wczesnych promieniach wierzchołki
drzew porastających zachodni brzeg jeziora. Nad taflą wody unosiła się mgła, która miała
szybko wyparować w promieniach wschodzącego słońca.  I jeśli to jest rzeczywistość 
dodała  musimy zabierać stąd tyłki, zanim złożą nam nie zapowiedzianą wizytę.
Ani Pitt, ani Jonathan nie odpowiedzieli. Siedzieli w fotelach naprzeciw siebie, pochyleni
do przodu, z twarzami ukrytymi w dłoniach i łokciami wspartymi na kolanach. Na ich
twarzach malowało się wyczerpanie, zaskoczenie i złość.
 No cóż, nie mamy czasu, żeby zabrać wszystko  mówiła Sheila.  Ale myślę, że
powinniśmy wziąć dane oraz kultury tkankowe, w nadziei że uda nam się uzyskać wiriony.
 Co z moją mamą?  spytał Jonathan.  A Cassy i Jesse? Co jeśli wrócą tu i będą nas
szukać?
 Już przez to przechodziliśmy. Nie utrudniaj. Już i tak jest dostatecznie trudno 
poprosiła Sheila. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates