[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Popatrz na to, Joe, powiedział do siebie, do czego doprowadziłeś. Zatem summa summarum Księga Kalendów miała
rację. Schodząc w głębiny, spowodowałem jego śmierć.
80
- To twoja robota - rzekł Harper Baldwin.
- Jasne - stoicko zgodził się Joe.
- Miał pan powody? - zapytał wielonogi gastro-poid.
- Nie - oznajmił Joe. - Chyba żeby liczyć głupotę.
- Jestem gotów ją policzyć - stwierdził Harper Baldwin.
- Okay - rzekł Joe. - Pańska sprawa.
Wpatrywał się, wpatrywał i wpatrywał, a Glimmung był coraz bliżej, bliżej i bliżej. W momencie, gdy znalazł się tuż
przy brzegu, jego ciało poderwało się nagle.
- Uwaga! - krzyknęła z tyłu Mali. Cała grupa rozproszyła się, biegnąc ku schronieniom w kopułach.
Za pózno. Joe spojrzał w górę i dostrzegł opadające wielkie cielsko. Glimmung opuścił się na nadbrzeże, zatapiając
je i łamiąc w drzazgi. W chwilę potem Joe przyglądał się ciału Glimmunga z zupełnie innej perspektywy. Od
wewnątrz.
Glimmung zamknął ich w sobie. Wszystkich. Nikt nie uszedł, nawet robot Wilłis, który stał daleko na uboczu. Teraz
był schwytany i usidlony wewnątrz Glimmunga.
Joe usłyszał, jak Glimmung mówi. Słyszał to nie uszami, lecz mózgiem. Równocześnie dosłyszał głosy innych,
reszty grupy, wplecione w głos Glimmunga jak tło muzyczne audycji radiowej:
- Pomocy?!
- Gdzie jestem?
- Wypuśćcie mnie!
Mamrotali jeden przez drugiego jak spłoszone mrówki. Nad tym wszystkim grzmiał głos Glimmunga.
- Zaprosiłem was tu dzisiaj - oświadczył - ponieważ potrzebuję waszej pomocy. Tylko wy możecie mi jej udzielić.
Jesteśmy jego częścią, zdał sobie sprawę Joe. Częścią! Próbował coś zobaczyć, ale widział tylko rozmydloną
galaretkę, która przesłaniała otaczającą ich rzeczywistość. Nie jestem przy krawędzi, pomyślał, jestem w centrum.
Nic więc nie widzę. Ci z brzegu może coś widzą, ale...
- Proszę, posłuchajcie mnie - przerwał Glim-mung. - Skoncentrujcie się. Jeśli tego nie uczynicie, zostaniecie
zabsorbowani i znikniecie, nikomu na nic się nie przydając. Potrzebuję was do życia, chcę byście istnieli jako
odrębne jednostki w mej wielkiej somatycznej osobowości.
- Czy kiedykolwiek nas wypuścisz? - zajęczał Harper Baldwin. - Czy też zostaniemy tu na zawsze?
- Chcę wyjść - krzyczała panicznie panna Reiss. - Wypuść mnie!
- Proszę - błagała wielka szarańcza - chcę fruwać i śpiewać. A trzymasz mnie tutaj ściśniętą z innymi. Pozwól mi
fruwać, Glimmungu!
- Uwolnij nas! - błagał Nurb K'ohl Daq. - To nie jest w porządku!
- Zniszczysz nas!
- Poświęcasz nas na ołtarzu!
- Czy zginiemy, nie mogąc na to nic poradzić?
- Nie zginiecie. Zostaliście tylko wchłonięci - oświadczył Glimmung.
- To tak jakbyśmy zginęli - oponował Joe.
- Nie - grzmiał Glimmung. - Wcale nie tak. - Zaczął oddalać się od nadbrzeża i jego resztek, których nie wchłonął.
81
W dół, pomyślał Glimmung, a Joe zaraz odebrał tę myśl. Inni także. W dół, na samo dno. Nadszedł czas wyniesienia
Heldscalli.
Teraz, pomyślał Glimmung. To, co zatonęło przed wiekami, znów znajdzie się na powierzchni. Amalita i Borel,
pomyślał. Będziecie wolne, gdy znajdziecie się na brzegu. Będzie tak jak kiedyś, aż do końca wszechświata.
Głębia. Woda stała się mętna. Roiła się od przeróżnych drobin. To głębinowa śnieżyca, pomyślał. Zima uczyniona z
zawieszonych w wodzie form roślinnych. Niech już opadną.
Przed nimi leżała Heldscalla. Jasne wieże, gotyckie łuki, witraże oprawne w złoto. Zobaczył to mnóstwem oczu.
Była nienaruszona, jeśli nie liczyć inżynierskich przygotowań, jakie już poczyniono w celu jej wydobycia. Teraz,
pomyślał Glimmung, wejdę do ciebie, stanę się częścią ciebie i wyniosę cię. Wzniesiesz się ze mną i umrzemy na
brzegu. Ale będziesz ocalona.
Dostrzegł ruiny Czarnej Katedry. Rozbite na kawałki. Powalone w tym miejscu, gdzie je pozostawił. Gnijące i
nieprzydatne resztki, które już w niczym nie mogą mi przeszkodzić, nawet gdy jestem tak słaby. Dzięki wam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates