[ Pobierz całość w formacie PDF ]
może zajść w ciążę, ani mężczyzny, który mógłby zapłodnić zdolną do rodzenia kobietę.
Przez salę przeszedł szmer przypominający zbiorowe westchnienie, ale nie odezwał się nikt.
Wiecie, skąd bierzemy mięso ciągnął Walt. Wiecie, że bydło i kurczęta są w porządku.
Jutro, panie i panowie, będziemy mieli nasze własne dzieci, zrodzone w ten sam sposób.
Przez chwilę panowała kompletna cisza i bezruch, a potem sala wybuchła. Clarence poderwał
się na równe nogi i wrzeszczał na Walta. Vernon starał się przedrzeć z końca sali, ale między nim a
Waltem stał zbyt gęsty tłum. Jakaś kobieta uczepia się ramienia Walta, ściągając go niemal w dół i
krzycząc mu spazmatycznie prosto w twarz. Wal wyrwał się i wskoczył na stół.
Dosyć! Odpowiem na wszystkie pytania, ale w tych warunkach nikogo z was nie słyszę.
Przez trzy następne godziny ludzie zadawali pytania, spierali się, modlili, zawiązywali
stronnictwa, przeformowywali je w wyniku różnicy zdań w mniejsze grupki. O dziesiątej Walt
ponownie zajął miejsce na stole i zawołał:
Zawieszamy dyskusję do jutro, do godziny siódmej wieczorem. Teraz będzie kawa i coś do
jedzenia.
Zeskoczył ze stołu i wyszedł, zanim ktokolwiek zdołał go dopaść, po czym obaj z Dawidem
pośpieszyli do wlotu jaskini i zamknęli za sobą masywne drzwi.
Clarence był ohydny mamrotał Walt. Bydlak. Dawid na ogół zmuszał się do pamiętania, że
jego ojciec, Walt i Clarence są braćmi, ale mimo wszystko traktował Clarence'a inaczej, jak obcego
faceta z tłustym brzuchem i furą pieniędzy, który oczekiwał bezwzględnego posłuszeństwa od całego
świata.
Mogą się zjednoczyć powiedział po chwili Walt. Mogą utworzyć komitet protestacyjny
przeciwko tej robocie szatana. Musimy być na to przygotowani.
Dawid potakująco skinął głową. Liczyli na to, że uda im się odwlec moment oświadczenia do
czasu, gdy będą mieli żywe dzieci, ludzkie niemowlęta, które śmieją się, gaworzą i żarłocznie
chłepcą pokarm z butelek. Tymczasem będą mieli do pokazania salę pełną wcześniaków, bynajmniej
nie przypominających ludzi, mających w sobie tyleż człowieczeństwa, co przedwcześnie urodzone
cielę.
Całą noc szykowali żłobek. Sara zaangażowała do pracy Margaret, Hildę, Lucy i sześć innych
kobiet, które ubrano w fartuchy i maski pielęgniarek. Któraś z nich upuściła basen, a trzy inne wydały
jednogłośny pisk. Dawid zaklął pod nosem. Uspokoją się, jak dostaną dzieciaki powiedział sobie.
Bezkrwawe narodziny rozpoczęły się o piątej czterdzieści pięć, a o dwunastej trzydzieści było
już dwadzieścia pięć noworodków. Cztery umarły w pierwszej godzinie życia, jeden w trzy godziny
pózniej, reszta jakoś się trzymała. W pojemniku pozostawiono jedynie płód przyszłej Celii, o
dziewięć tygodni młodszy od reszty.
Pierwszym gościem, którego Walt, wpuścił do żłobka, był Clarence i odtąd nie było już mowy o
pozbyciu się nieludzkich potworków.
Odbyło się przyjęcie, padały propozycje imion dla dzieci, z których drogą losowania wybrano
jedenaście imion żeńskich i dziesięć męskich. W księdze rejestracyjnej wszystkie dzieci oznaczono
jako grupę R-1: Repopulacja 1. Ale tak dla Dawida, jak i dla Walta byli to W-1, D-1, a wkrótce i C-
1..
Natychmiast znalazło się dość pielęgniarek obu płci, a w ciągu następnych miesięcy nie
zabrakło rąk do pracy przy licznych obowiązkach, z którymi bardzo niewielu miało wcześniej do
czynienia. Walt zrzędził, że każdy chce być od razu lekarzem albo biologiem. Więcej teraz sypiał i
zmarszczki przemęczenia na twarzy zaczęły mu się wygładzać. Często serwował Dawidowi kuksańca
i, odholowawszy go z dziecinnego pokoju, przepędzał do własnego gabinetu na terenie szpitala, gdzie
pilnował, aby Dawid położył się spać na całą noc. Któregoś wieczora, gdy ramię w ramię szli do
swoich pokoi, Walt zapytał:
Rozumiesz już, o co mi chodziło, kiedy mówiłem, że tylko to się liczy, prawda?
Dawid rozumiał. Ilekroć spojrzał na maleńką, różową, nową Celię, rozumiał to jeszcze lepiej.
Rozdział 7
To był błąd myślał Dawid obserwując chłopców z okna gabinetu Walta. Te dzieci to żywe
wspomnienia, nic ponadto. Clarence; już teraz nazbyt pucołowaty, za trzy, cztery lata będzie
grubasem. Mały Walt w skupieniu marszczy czoło nad zadaniem, którego nie zapisze, póki nie będzie
mógł od razu dopisać rozwiązania. Robert, niemal za ładny, ale mimo to zdecydowanie męski,
zawsze próbuje być najsprawniejszy, chce najwyżej skoczyć, najszybciej przebiec, najmocniej
uderzyć. I D-4, on sam& Odwrócił się i zagłębił w rozmyślaniach nad przyszłością chłopców.
Wujowie, ojcowie, dziadkowie wszyscy w jednym wieku. Znów rozbolała go głowa.
Są nieludzcy, prawda? rzekł z goryczą do Walta. Przychodzą i odchodzą, a my nic o nich
nie wiemy. Co myślą? Dlaczego są tacy nierozłączni?
Pamiętasz taki stary frazes "konflikt pokoleń"? Zdaję się, że to jest właśnie to. Walt
wyglądał bardzo staro. Był zmęczony i nie usiłował już tego ukrywać. Podniósł wzrok na Dawida i
rzekł cicho: Może się nas boją?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates