[ Pobierz całość w formacie PDF ]
moimi plecami!
- To nie był żaden spisek - usiłowała tłumaczyć. - Nie jestem twoją matką, a Ber-
nardo się zmienił...
- Uważasz, że nie znam własnego brata? - zadrwił.
Ana pożałowała poniewczasie, że być może pochopnie zgodziła się przyjąć rolę
rozjemczym w rodzinnym sporze. Istniały rany, które nigdy się nie zabliznią. Choć prze-
cież starała się o to dla dobra swego małżeństwa, przekonana, że zadawnione waśnie za-
truwają także ich związek. Na próżno usiłowała tłumaczyć, że Vittorio powinien przeba-
czyć matce i bratu.
- Nie ożeniłem się z tobą, żebyś się bawiła w terapeutkę. Miałaś być wobec mnie
lojalna, ale mnie zdradziłaś.
- Kocham cię, Vittorio - szepnęła drżącym głosem. - Uwierz mi.
R
L
T
- Nie na tym polegała nasza umowa - odparł zimno.
Stał przed nią obcy, wrogi jej człowiek.
Wpatrywała się w niego z rozpaczą, po czym zadała mu nieuchronne pytanie, czy
ją kocha. W twarzy Vittoria nie drgnął ani jeden muskuł. Nie mogąc znieść bólu i upoko-
rzenia, bliska łez wybiegła z biura.
Skierowała się prosto przed siebie i po chwili zorientowała się, że zmierza do Villi
Rosso. W środku było pusto i cicho. Chciała wejść na górę, lecz ojciec wyszedł do niej z
gabinetu.
- Co się stało? - spytał przestraszony.
Ana tylko pokręciła głową i ciężkim krokiem ruszyła do swego dawnego pokoju.
Noc spędziła bezsennie, obserwując wschód, a potem zachód księżyca. Wspomina-
ła wypadki minionych tygodni, rozmowy z Vittoriem, jego pocałunki i objęcia, jego
tkliwość. Tyle cudownych i zarazem strasznych wspomnień, obawiała się bowiem, że to
koniec i nowych nie będzie.
Nie mogła uwierzyć, że Vittorio tak łatwo ją odrzucił. Pragnęła go jeszcze zoba-
czyć, ale wiedziała, że nie zniesie jego upokarzającego chłodu, twardej, nieczułej miny.
Jedyny mężczyzna, którego pokochała całym sercem, podeptał jej uczucia.
Wcisnęła twarz w poduszkę i zapragnęła szlochać, w nadziei, że łzy przyniosą jej
ulgę. Oczy pozostały suche. Istnieje ból, którego płacz nie potrafi ukoić.
Ojciec zapukał do niej rankiem, prosząc, by zjadła z nim śniadanie. Ana odmówiła,
twierdząc, że nie jest głodna i chciałaby zostać sama.
Musiała w samotności opłakać smutny koniec swojego małżeństwa. Vittorio się nie
pojawił, ona zaś spodziewała się listu, oznajmiającego oficjalne zakończenie ich krótkie-
go związku. Choć przecież napomknął, że rozwód nie wchodzi w grę.
Lecz małżeństwo z rozsądku, na które się kiedyś zgodziła, byłoby znacznie gor-
szym wyjściem. Uczucia i szacunek zostałyby zastąpione przez suche poczucie obowiąz-
ku.
Leżąc na łóżku we wczorajszym ubraniu i obserwując wschodzące słońce, dziwiła
się samej sobie, jak zdołała siebie przekonać do małżeństwa z rozsądku, układu bizneso-
R
L
T
wego. Oszukiwała się. Miłość, mimo że czasem trudna, jest wszystkim, co się w życiu
liczy.
- Skarbie. - Ojciec znów do niej zapukał.
- Nie jestem głodna - odkrzyknęła.
- Nie chodzi o jedzenie - zawołał. - Twój mąż chce się z tobą zobaczyć.
Ana zamarła. Mimo woli zacisnęła dłonie w pięści.
- Nie mogę się z nim widzieć, tato - wyszeptała zdławionym głosem.
- Proszę cię. Powiedział, że nie odejdzie, dopóki cię nie zobaczy.
- Naprawdę? - spytała z niedowierzaniem, ale i nadzieją.
- Naprawdę, jaskółeczko - szept Vittoria sprawił, że zadrżała.
Kroki ojca oddaliły się. Z bijącym sercem poszła otworzyć drzwi do sypialni. Stał
przed nią Vittorio, nieogolony, rozczochrany, w wymiętym ubraniu. Posłał jej niepewny
uśmiech, który wszakże nie sięgnął oczu.
- Wyglądasz tak samo okropnie jak ja - zauważyła Ana.
- Ty, jak widzę, nie płakałaś - odparł, muskając lekko jej policzek.
Dopiero teraz dostrzegła, że miał zaczerwienione oczy.
- Istnieje ból, którego płacz nie potrafi ukoić - rzekła sentencjonalnie, cofając się
do sypialni. Jeszcze nie pozwoliła sobie na rozluznienie, obawiając się żywić nadzieję, że
przybycie Vittoria to pomyślny znak.
- Tak strasznie cię unieszczęśliwiłem - wykrztusił zdławionym głosem.
- To prawda - odrzekła.
Zdumiewało ją, jak równy i silny jest jej własny głos. Nie zdradzał, że w środku
umierała z niepokoju.
- Gniew mnie zaślepił - przyznał Vittorio. - Wszędzie widziałem jedynie zdradę.
- Rozumiem.
- To mnie nie usprawiedliwia, prawda? - spytał ze smutnym uśmiechem.
Ana pokręciła głową.
- Muszę się jeszcze wiele nauczyć - rzekł, wzdychając. - Mam nadzieję, że zgo-
dzisz się być moją nauczycielką.
R
L
T
- Nie chcę być dla ciebie nauczycielką, tylko żoną, Vittorio - powiedziała z mocą. -
A to oznacza, że musisz mnie darzyć zaufaniem.
- Wiem, że powinienem, ale...
- To nie ma teraz znaczenia - ucięła stanowczo Ana. - Uświadomiłam sobie, że
nasz układ mi nie odpowiada. Nie mogę się zgodzić na małżeństwo na twoich warun-
kach.
- Co? - spytał zaszokowany. - O czym ty mówisz?
- Potrzebuję od ciebie nie tylko zaufania, lecz przede wszystkim miłości - oznajmi-
ła drewnianym głosem.
Gapił się na nią z niedowierzaniem, więc przygotowała się na nieuchronną odmo-
wę. Nic takiego nie nastąpiło.
- Kocham cię, Ana - rzekł z prostotą - i właśnie to mnie przeraziło. Dlatego tak się
zachowałem. To nie wymówka, lecz prawda. Przepraszam cię. Czy zdołasz mi wyba-
czyć?
Ana nie wierzyła własnym uszom.
- Kochasz mnie? - powtórzyła, na co Vittorio posłał jej nieśmiały uśmiech.
- Ponad wszystko na świecie. Gdy wczorajszej nocy rozpamiętywałem, co straci-
łem przez swoją przeklętą dumę, byłem bliski szaleństwa.
Ana potrząsnęła głową. Rosły w niej nadzieja i radość.
- Nie powinnam była działać bez porozumienia z tobą, ale byłam przeświadczona,
że pomogę naprawić twoje stosunki z bratem i matką...
- Dokonałaś tego - oznajmił z mocą. - Kiedy wczoraj wybiegłaś z biura, ja zaś
uświadomiłem sobie, co straciłem, byłem zdruzgotany. Wiedziałem, że mogę się kiero-
wać fałszywą dumą. Rozmawiałem najpierw z bratem, a potem z matką. - Uśmiechnął
się krzywo. - Nie było to łatwe dla żadnego z nas trojga. Mamy tyle do naprawienia. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates