[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Neronem także namiestnik Afryki.
Meldunki o tych wydarzeniach dochodziły do Wespazjana stopniowo, gdy był już w polu,
w trakcie kampanii. Powodowały, że działał tym energiczniej. Pragnął dokonać jak najwięcej,
by wynik tutejszej wojny był przesądzony, nim jeszcze na Zachodzie dojdzie do katastrofy.
Obawiał się także, że powstańcy, poinformowani równie dobrze o rozwoju sytuacji politycz-
nej, zaczną wiązać z nią zbytnie nadzieje. Kierował się prostą, słuszną zasadą: musi pokazać,
że niezależnie od tego, co dzieje się gdzie indziej, Rzym ani na moment nie przerwie tej woj-
ny i doprowadzi ją do zwycięskiego końca!
Wyruszywszy z Cezarei nadmorskiej w kierunku południowym, przemaszerował przez
szeroką, żyzną równinę. Niszczył i palił wszystko wokół. W miasteczku Emaus pozostawił
legion piąty. Potem, idąc wciąż na południe, wkroczył do Idumei; kraina ta rozciągała się na
zachód od Morza Martwego, a na południe od Judei właściwej. Tylko w dwóch jej osadach
rozkazał wyrżnąć ponad dziesięć tysięcy ludzi, tysiąc zaś pojmał do niewoli; resztę mieszkań-
ców, tam i gdzie indziej, wygnał z ich domostw. Pozostawił w Idumei znaczne siły; miały one
systematycznie pustoszyć całą krainę. Sam natomiast powiódł główny korpus na północ,
omijając jednak Judeę właściwą. Przeszedł znowu przez Emaus, a potem przez ziemie Sama-
rii. Tutaj uczynił łuk w kierunku wschodnim i zstąpił do doliny Jordanu w pobliżu miejsco-
wości Koreaj. Było to już pod koniec drugiej dekady czerwca. Doliną rzeki maszerował zno-
wu na południe, aż do miasta Jerycho. Tu połączył się z Trajanem, dowódcą legionu dziesią-
tego. Ten prowadził dotychczas działania po wschodniej stronie Jordanu, już od marca krwa-
wo pacyfikując wszystkie tamtejsze ośrodki oporu. Początkowo w akcji tej brał udział sam
Wespazjan, potem zaś, gdy powrócił do Cezarei i stamtąd ruszył na Idumeę, dowództwo
sprawował trybun Placydus oraz Trajan.
Na wieść o zbliżaniu się Rzymian ludność okolic Jerycha uciekła w góry, ku Jerozolimie.
Ci, którzy ośmielili się pozostać w domach, zginęli. W samym Jerycho nie było prawie niko-
go.
130
WYCIECZKA NAD MORZE MARTWE
Gdyby nie upały, obezwładniające zwłaszcza latem, Jerycho mogłoby wydać się rajską oa-
zą, pełną wszelakich bogactw i uroków. Dzięki życiodajnej wodzie zródła, bijącego rok cały,
ziemia w okolicach miasta, nawet lekko zwilżona, bujnie rozkwitała intensywną zielenią
ogrodów, palm, drzew, wonnych krzewów; słynęły zwłaszcza balsamowe. Przez cały rok wa-
biły oczy kwieciem i owocami różne gatunki roślin. Widok ten radował tym bardziej, że
wszędzie wokół rozciągała się płowa pustynia: górska i skalista, jeśliby pójść na zachód, ku
Jerozolimie, równinna zaś i całkowicie nieurodzajna, gdyby doliną Jordanu zmierzać na połu-
dnie, ku ujściu rzeki do Morza Martwego.
Wespazjan przyjechał tu w czerwcu. Miał wprawdzie do dyspozycji dawny pałac Heroda
Wielkiego, wspaniały i wyposażony w baseny kąpielowe, powietrze jednak, jako że już za-
częło się lato, było tak ciężkie, że nie pozwalało się cieszyć urokami jerychońskiej wegetacji.
Niewielką ulgę przynosiły opowieści o tym, że zimą panuje tu prawdziwa wiosna: można
przechadzać się w lekkim, lnianym odzieniu w tym samym czasie, kiedy w Jerozolimie, poło-
żonej co prawda znacznie wyżej, lecz odległej zaledwie o kilkanaście godzin drogi, wieje
przejmujący chłodem wiatr lub śnieg pada!
Kto wie, czy właśnie owe dokuczliwe upały nie skłoniły Wespazjana, by dla rozrywki wy-
brać się nad Morze Martwe, którego lśniącą taflę widać stąd było doskonale. O przedziwnych
właściwościach tego morza słyszał zewsząd relacje wręcz niewiarygodne, a droga do wybrze-
ży nie trwała dłużej niż dwie godziny. Wódz zapewne przypuszczał, że powietrze, jak to
zwykle nad wielką przestrzenią wodną, będzie tam rzezwiejsze. Pod tym względem spotkał
go zawód. Przekonał się natomiast, że o niezwykłościach morza mówiono szczerą prawdę.
Jego wody były przerazliwie gorzkie i słone, wrogie wszelkiemu życiu. Ci, co tutaj już byli,
utrzymywali zgodnie, że nic w nich nie tonie. Aby rzecz sprawdzić, Wespazjan dokonał eks-
perymentu naukowego. Rozkazał wsadzić na łódkę kilku ludzi nie umiejących pływać, wyje-
chać na głębinę i tam ich wyrzucić; dla wszelkiej pewności dopilnował, żeby mieli ręce zwią-
zane na plecach. I oto wszyscy oni momentalnie wypłynęli na powierzchnię i bez żadnego
trudu unosili się na niej, jakby podtrzymywała ich jakaś siła tajemna! Widziano też kołyszące
się na falach ogromne, czarne bryły asfaltowe. Odrywały się one od dna morskiego i wciąż
pojawiały się na nowo, choć tubylcy pilnie je wyławiali dla zarobku; służyły zamiast smoły
do uszczelniania łodzi, a twierdzono również, że drobne ilości asfaltu, dodane do leków,
wzmagają ich skuteczność. Właśnie z powodu owych brył wielu zwało morze Asfaltowym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates