[ Pobierz całość w formacie PDF ]

114
Wiedziała, że David bardzo ją kocha. Pewnie dlatego zawsze na nią krzyczał. Chyba na
to zasługiwała.
Kiedy tylko brat ją puścił, Sissi wybiegła z budynku. Była zrozpaczona. A jeśli Marc
odszedł już daleko?
Zajęta pracą w szpitalu, zupełnie zapomniała o wojnie. Była zdumiona, jak może się
zmienić miasto w ciągu zaledwie dwóch dni. Otwory okienne ze sterczącymi resztkami
szkła zionęły pustką, ulice zawalał gruz.
Sissi zapytała jakiegoś mężczyznę o drogę na południe, sądziła, że Marc poszedł w tym
kierunku. Słyszała odgłosy walki dochodzące z niedaleka, ale nie zwracała na to uwagi.
Pospiesznie szła naprzód.
Po głowie krążyła jej tylko jedna myśl: znalezć Marca. Nad tym, co mogło się zdarzyć
pózniej, wolała się nie zastanawiać. Wiedziała, że ona i Marc potrzebowali siebie
nawzajem.
Wreszcie dostrzegła jego wysoką postać rysującą się na tle nieba. Kierował się wzdłuż
plaży prosto na południe. Krzyknęła jego imię, ale głosowi zabrakło siły, była zbyt
zmęczona długim biegiem.
- Marc! Marc!
Zatrzymał się, może pięćdziesiąt metrów przed nią.
Zobaczyła, że był zły. Dał jej znak, żeby wracała, i zaczął iść szybciej. Lecz Sissi nie
chciała zrezygnować.
- Marc, proszę cię, wróć! Potrzebujemy ciebie!
Udał, że nie słyszy, i przyspieszył kroku.
Sissi zrozumiała, że nigdy go nie dogoni. Ukryła twarz w dłoniach.
W tej samej sekundzie rozległa się w pobliżu seria strzałów. Marc przystanął gwałtownie,
odwrócił się i pobiegł w stronę dziewczyny. Popchnął ją z całej siły, upadli na trawę i
stoczyli się razem w dół plaży, cudem unikając kul, świszczących nad ich głowami.
Zatrzymali się między kamieniami. Sissi spojrzała na wykrzywioną gniewem twarz
Marca.
- Ty nieznośna dziewczyno! - syknął. - Czy nie możesz zostawić mnie w spokoju?
Sissi czuła dławienie w gardle.
115
- Obiecuję, że będę się trzymała z dala. Jeżeli ty obiecasz, że nie zrobisz sobie nic złego.
Nie chcę, żebyś umarł, Marc - zakończyła nieszczęśliwa.
Zamknął oczy, jakby nie mogąc na nią patrzeć. Jego twarz była zmęczona, pełna bólu.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy, Sissi.
- Nie zrobisz - powiedziała z przekonaniem. - Wiem, że nie jesteś złym człowiekiem.
- Ale ty jesteś taka piękna. Pragnę cię - szepnął, a jego ręka objęła jej szyję, wśliznęła się
pod sukienkę, dotknęła ramion. Sissi czuła, jak jego palce drżą, i próbowała opanować
strach.
- Czy to wszystko, co dla ciebie znaczę? Piękne ciało, pierwsza lepsza kobieta po latach
więzienia?
- Nie - odparł, z trudem łapiąc oddech, i spojrzał na nią znowu. - Obrałem własną drogę.
Byłem silny, twardy i zimny, nic nie mogło mnie złamać. Lecz nikt mi nie powiedział, że
istnieje na świecie coś takiego, jak ty... tak czystego, tak delikatnego... i tak dumnego...
- Madeleine również nie jest z tych złych kobiet, o których tyle słyszałeś.
- Wiem, ale do niej nic nie czuję. Sissi, tak bardzo chciałem cię przytulić tam na górze w
twoim pokoju, pocieszyć cię i bronić, i dać ci się wypłakać, tak jak tego chciałaś. Ale nie
miałem odwagi, chyba to rozumiesz, prawda?
- Tak, zrozumiałam to dopiero pózniej. To miło z twojej strony, Marc.
Jego twarz znalazła się bardzo blisko jej twarzy, a jego oczy, które teraz patrzyły tylko na
nią, były oszałamiająco piękne.
- Czego ty właściwie ode mnie chcesz, Sissi? Nikt nigdy niczego ode mnie nie chciał.
- Czy muszę o tym mówić? Dla kobiety nie jest to łatwe.
- Tak, powiedz!
- Jeżeli obiecasz, że zaraz mnie puścisz.
Jego ręce zacisnęły się mocno na jej ramionach. Upłynęła dłuższa chwila, nim rzucił:
- Obiecuję.
- Nigdy tego jeszcze nie robiłam, Marc, musisz to zrozumieć!
116
Ostrożnie przyciągnęła go do siebie i delikatnie dotknęła jego ust swymi wargami. Marc
drgnął i pocałował ją tak mocno, że zabrakło jej tchu.
Przeraziła się, gdy zrozumiała, jakie w nim wyzwoliła siły. Zaczęła płakać. Marc z
głębokim westchnieniem wypuścił ją ze swych ramion i usiadł. Trwał tak przez dłuższą
chwilę z pochyloną głową, obejmując kolana rękami i drżąc jak liść osiki. Sissi położyła
się na brzuchu i pozwoliła płynąć łzom.
Wtedy poczuła, jak Marc delikatnie ją podnosi i przytula do swej piersi.
Poczuła się bezpieczna.
- Ach, Marc, widziałam tyle zła, tyle bólu i, krzywdy wśród tych wszystkich nieszczęsnych
rannych. Dlaczego ludzie muszą tak cierpieć?
- Tak już jest, moja przyjaciółko - szepnął. - Ale, Sissi, udało nam się! Obojgu nam się
udało. Ty płakałaś, a ja... ja okazałem się silniejszy, niż myślałem.
Po czym dodał z nikłym uśmiechem:
- Ale to było bardzo trudne!
Kiedy dotarli do szpitala, zapadł już zmrok i wszyscy czekali gotowi do drogi. Obsługa i
ranni, których należało przewiezć do lepiej wyposażonych szpitali w Paryżu, a z nimi
wielu innych, którym nic nie dolegało, ale którym na wszelki wypadek nałożono
opatrunki. Były to osoby poszukiwane przez Niemców, zmuszone ukrywać się i uciekać.
David szalał z niepokoju o Sissi. Ale kiedy ją ujrzał, jak idzie korytarzem spokojna i
opanowana razem z Markiem, stłumił złość i powiedział tylko:
- No, nareszcie jesteście! Szybko na statek, odpływamy za pół godziny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates