Sandemo Margit Opowieści 11 Dziewica z lasu mgieł 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dym zaczął dławić Vendelin w gardle. Płomienie
- DokÄ…d mnie prowadzicie? - ryknÄ…Å‚.
wznosiły się do nieba, z ogniska rozległ się huk. Ludzie
Nikt nie odpowiedział.
krzyczeli ze strachu.
Powtórzył pytanie grożąc, że jeszcze pożałują.
Rycerz Gerhard podniósÅ‚ rÄ™kÄ™. Wreszcie jeden z jezdzców odwróciÅ‚ siÄ™ do niego. Ry­
Drabina zachwiała się, straciła równowagę i przy cerz Gerhard rozpoznał Mogensa, który kiedyś służył
wtórze jednogłośnego krzyku tłumu Vendelin poczuła, w zamku.
jak powoli osuwa się w dół, w stronę ognia. - Na rozkaz naszego pana wieziemy cię tam, dokąd
Przed oczami przelatywaÅ‚y jej obrazy - twarze, dym, nigdy nie oÅ›mieliÅ‚eÅ› siÄ™ zapuÅ›cić. Do Lasu MgieÅ‚. To naj­
pÅ‚omienie, konie, przed którymi rozpierzchli siÄ™ zgro­ wÅ‚aÅ›ciwsze miejsce dla kogoÅ›, kto nosi w sobie tyle
madzeni ludzie, piekący ból w oczach... I jakiś człowiek ohydnego zła co ty!
pÄ™dzÄ…cy wprost w ogieÅ„, który pochwyciÅ‚ jÄ…, kiedy wÅ‚a­
- Nie! - jęknął rycerz. - Nie, wszędzie, tylko nie tam!
śnie miała wpaść w nieznośny żar.
Nie doczekał się odpowiedzi.
Potem wszystko wokół pociemniało i zaległa cisza. Gorm! Przyprowadz swoich ludzi! chciał już krzyknąć.
Ale Gorm leżał ranny w zamku Svartmosse, a jego ludzie
Wyrok na Vendelin staÅ‚ siÄ™ kroplÄ…, która przepeÅ‚niÅ‚a zostali rozbici. Wóz skrzypiÄ…c potoczyÅ‚ siÄ™ dalej po nie­
dzban, wywoÅ‚aÅ‚ bunt caÅ‚ego ludu. Upiorni jezdzcy ze równym wrzosowisku. CiaÅ‚o rycerza boleÅ›nie odczuwa­
wzgórz Gramosse okazali siÄ™ żywymi, z krwi i koÅ›ci Å‚o każdy kopczyk czy rozpadlinÄ™ w ziemi. Potem dooko­
ludzmi - krewniakami i przyjaciółmi mieszkaÅ„ców mia­ Å‚a pociemniaÅ‚o, wjechali do lasu, gdzie towarzyszyÅ‚ im
steczka. Wrzask wściekłości skierowanej przeciwko szmer liści, a z ziemi unosiły się czarodziejskie zapachy,
znienawidzonemu tyranowi mieszał się z trzaskiem
Rycerz Gerhard z przerażeniem rozejrzał się dokoła.
ognia i zanim strażnicy zdążyli się zorientować, zostali
W cieniu drzew leżały trupy, trawa była zdeptana po
niemal stratowani przez rozgniewany tÅ‚um. Ludzie pa­
gwałtownych walkach. A drzewa... Drzewa wyciągały do
na Tygego z wyciÄ…gniÄ™tymi mieczami wdarli siÄ™ w ciż­
niego swe drapieżne gałęzie!
bę ludzką i natychmiast dopadli popleczników rycerza,
Im dalej w głąb lasu toczył się wóz, tym gęściej rosły
którzy usiłowali umknąć.
drzewa i tym większa panowała wśród nich cisza. Nikt
172
173
z towarzyszÄ…cych mu ludzi nie odzywaÅ‚ siÄ™ ani sÅ‚owem, siÄ™ nawet jedna belka! Rycerz Gerhard już zaczÄ…Å‚ obmy­
tylko jego wÅ‚asny krzyk rozbrzmiewaÅ‚ w milczÄ…cym Le­ Å›lać sÅ‚odkÄ… zemstÄ™.
sie Mgieł. Ludzie napierali ze wszystkich stron. Rycerz powrócił
PodniósÅ‚ wzrok na splÄ…tane korony drzew. Z liÅ›ci ci­ do potwornej rzeczywistoÅ›ci. MógÅ‚ iść tylko jednÄ… drogÄ…,
cho szemrzÄ…c skapywaly krople 'wilgoci. Pradawne dzie­ tÄ… prowadzÄ…cÄ… przez kamienny mostek na kurhan.
je, zamierzchłe czasy, pogaństwo, szeptały. Opary mgły Zawołał władczym głosem:  Zrobić miejsce!" i pchnął
niczym duchy przemykały się wśród pni. Chlupotała najbliżej stojących. Miał jednak wrażenie, że napotyka
woda, mÄ…cona kopytami koni, Gerhardowi przez chwi­ mur, tak ciasno stali ludzie. SiÄ™gnÄ…Å‚ po miecz i sztylet,
lÄ™ siÄ™ zdawaÅ‚o, że siÄ™ potopiÄ…, wkrótce jednak teren za­ lecz broÅ„ mu zabrali.
czął się "wznosić.
Kiedy w bezradnym gniewie uderzył jedną z kobiet,
- Mój syn Gorm zemÅ›ci siÄ™ na was! - wrzasnÄ…Å‚. - SÅ‚y­ przyjęła cios obojÄ™tnie, popatrzyÅ‚a naÅ„ tylko z bezmier­
szałeś, Varg? Wiem, że jesteś "wśród tego motłochu. ną pogardą.
Odpowiedzi nie byÅ‚o. Grozby nie poskutkowaÅ‚y, ry­ Chociaż siÄ™ opieraÅ‚, wepchniÄ™to go na mostek. %7Å‚aden
cerz spróbowaÅ‚ wiÄ™c proÅ›by. dzwiÄ™k nie dobiegÅ‚ z tÅ‚umu, nikt siÄ™ nie poruszyÅ‚. Tyl­
ko żywy mur, nie do pokonania...
- Varg! Nie możesz pozwolić, by traktowano mnie w ten
sposób! CzÅ‚owieka z twojej rodziny! My, szlachetnie uro­ Nigdy nie powinienem byl opuszczać zamku, pomy­
dzeni, musimy trzymać się razem przeciwko płebsowi! ślał. To ta przeklęta wiedzma mnie stamtąd wywabiła.
Chciałem zobaczyć, jak umiera, ale rzuciła na mnie czar,
Spod kaptura ledwie dal się słyszeć głos pana Tygego:
inaczej być nie mogło! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coÅ› siÄ™ w niej zmieniÅ‚o, zmieniÅ‚o i zmieniaÅ‚o nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates