[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podartych spodniach, które dali jej porywacze. Oboje zostali w koszulach, żeby było
im cieplej.
- Czy skontaktowałeś się z ambasadą, Batikamie? - pytała Solly drżącym głosem,
wsuwając stopy w sandały.
- O, tak. Poszedłem tam i wróciłem. Przepraszam, że trwało to tak długo. Chyba
nie zdawałem sobie do końca sprawy z waszej sytuacji.
- Kergat zrobił dla nas wszystko, co w jego mocy - powiedział natychmiast Teyeo
stłumionym głosem.
- Właśnie widzę. Poniósł przy tym niemałe ryzyko. Myślę, że od tej chwili
ryzyko jest niewielkie. To znaczy... - Spojrzał prosto na Teyeo. - Rego, co pan powie
na oddanie się w ręce Hame? Czy to dla pana jakiś problem?
- Przestań, Batikamie - powstrzymała go Solly. - Zaufaj mu! Teyeo zawiązał but,
wyprostował się i powiedział:
- Wszyscy jesteśmy w rękach Pana Kamye.
Batikam wybuchnął swoim pięknym śmiechem, który oboje pamiętali.
- A zatem, jesteśmy w rękach Pana - powiedział i wyprowadził więzniów z
pokoju.
Księga Arkamye" głosi: %7łyć w sposób prosty to niezwykle skomplikowana
sprawa.
Solly złożyła prośbę o pozostawienie jej na Werel. Po urlopie rehabilitacyjnym na
wybrzeżu wysłano ją jako obserwatorkę do południowego Voe Deo. Teyeo pojechał
prosto do domu, ponieważ otrzymał wiadomość o ciężkiej chorobie ojca. Po jego
śmierci zwolnił się ze służby w ochronie ambasady na czas nieokreślony i został na
farmie z matką, która zmarła dwa lata pózniej. Teyeo i Solly, rozdzieleni
kontynentem, spotykali się w ciągu tych lat bardzo rzadko.
Po śmierci matki Teyeo dał wolność pracownikom rodziny na mocy aktu
wyzwolenia, scedował na nich gospodarstwa rolne, sprzedał na aukcji swoją
posiadłość, obecnie praktycznie pozbawiowioną wartości, po czym pojechał do
stolicy. Wiedział, że Solly i| mieszka tymczasowo w ambasadzie. Dawna Muzyka
powiedział mu, gdzie ma jej szukać. Teyeo znalazł ją w małym gabinecie pałacowego
budynku. Solly wyglądała poważniej, niezwykle elegancko. Spojrzała na niego z
zaskoczeniem, a jednocześnie nieufnością. Nie podeszła, żeby się z nim przywitać
albo go dotknąć.
- Teyeo - powiedziała. - Zaproponowano mi stanowisko pierwszego ambasadora
Ekumeny w Yeowe.
Znieruchomiał.
- Właśnie... właśnie rozmawiałam przez ansible z Hain...
Solly ukryła twarz w dłoniach.
- O, mój Boże! - wykrztusiła.
- Przyjmij moje szczere gratulacje, Solly - powiedział.
Nagle podbiegła do niego, objęła go i zawołała:
- Och, Teyeo, twoja matka umarła, nigdy nie przypuszczałam, tak mi przykro,
nigdy... Myślałam, że moglibyśmy... Co ty teraz poczniesz? Czy zostaniesz na
farmie?
- Sprzedałem ją - powiedział. Raczej trwał w jej uścisku, niż go odwzajemniał. -
Pomyślałem, że mógłbym wrócić na służbę.
- Sprzedałeś farmę? Ależ ja jej nigdy nie widziałam!
- A ja nigdy nie widziałem miejsca, gdzie się urodziłaś - odparł.
Zapadło milczenie. Solly odsunęła się od Teyeo i spojrzeli na siebie.
- Przyjechałbyś? - spytała.
- Przyjechałbym - odpowiedział.
W kilka lat po wstąpieniu Yeowe do Ekumeny, Mobile Solly Agat Terwa została
wysłana jako ekumeniczny łącznik na planetę Terra. Pózniej przeniosła się stamtąd na
Hain, gdzie odznaczyła się jako mediatorka. We wszystkich podróżach prywatnych i
służbowych towarzyszył jej mąż, oficer armii wereliańskiej, bardzo przystojny
mężczyzna, równie powściągliwy, jak Solly była wylewna. Ludzie, którzy ich znali,
wiedzieli o ich wielkiej dumie i zaufaniu, jakim się darzyli. Solly była może
szczęśliwsza, spełniała się w pracy, ale Teyeo niczego nie żałował. Utracił swój
świat, ale trzymał się jedynej szlachetnej rzeczy.
III
Człowiek ludu
Stse
Siedział obok ojca przy wielkim zbiorniku irygacyjnym. Skrzydła o barwie ognia
wzbiły się i zanurkowały w ciemniejącym powietrzu. Drżące kręgi powiększały się,
łączyły, zanikały na gładkiej powierzchni wody.
- Co sprawia, że woda płynie w ten sposób? - spytał cicho, żeby nie zakłócać
tajemniczego nastroju, a ojciec cicho odparł:
- W tym miejscu arahy dotykają wody, kiedy piją. Zrozumiał więc, że w środku
każdego kręgu znajdowało się pożądanie, pragnienie. Nadszedł czas powrotu do
domu, więc pobiegł przed ojcem, naśladując lecącą arahę, z powrotem przez zmierzch
do stromego miasta o jasnych oknach.
Nazywał się Mattinyehedarheddyuragamuruskets Havzhiva. Słowo havzhiva"
oznacza pręgowany kamyk", mały kamień z kwarcową inkluzją, biegnącą przez
środek, która przejawia się jako otaczająca kamień pręga. Mieszkańcy Stse
przywiązują dużą wagę do kamieni i imion. Chłopcy Nieba, Innego Nieba oraz
potomkowie rodów Zakłóceń Atmosferycznych tradycyjnie wywodzą swoje imiona
od nazw kamieni lub takich pożądanych cech męskich, jak odwaga, cierpliwość i
wdzięk. Rodzina Yehedarhed była tradycjonalistyczna; przywiązywała wagę do
rodziny i pochodzenia.
- Jeżeli wiesz, kim jest twój ród, wiesz, kim jesteś - mawiał Granit, ojciec
Havzhivy. Miły, cichy człowiek, który ojcowską odpowiedzialność traktował bardzo
poważnie, często wyrażał myśli za pomocą porzekadeł.
Granit był oczywiście bratem matki Havzhivy - tym właśnie był ojciec.
Mężczyzna, który pomógł matce chłopca począć go, żył na farmie; czasami, kiedy
przyjeżdżał do miasta, zachodził, żeby się przywitać. Matka Havzhivy była
Spadkobierczynią Słońca. Czasami Havzhiva zazdrościł swej kuzynce Aloe, której
ojciec był tylko o sześć lat starszy od niej i bawił się z nią jak starszy brat. Niekiedy
zazdrości! dzieciom, których matki nie były ważne. Jego matka stale pościła, tańczyła
lub podróżowała; nie miała męża i rzadko sypiała w domu. %7łycie z nią było
ekscytujące, ale trudne. Zawsze kiedy znajdował się w jej towarzystwie, musiał być
ważny. Z wielką ulgą zostawał w domu z ojcem, niewymagającą babką, jej siostrą
Zimową Piastunką Tańca, jej mężem oraz krewnymi z Innego Nieba z farm i innych
pueblów, którzy akurat przybyli z wizytą.
W Stse znajdowały się tylko dwa domostwa Innego Nieba, a Yehedarhedzi
przewyższali gościnnością Doyefaradów, toteż wszyscy krewni zatrzymywali się
właśnie u nich. Yehedarhedzi nie mogliby sobie na to pozwolić, gdyby krewni nie
przywozili rozmaitych produktów ze wsi, a Tovo nie była Spadkobierczynią Słońca.
Płacono jej hojnie za nauczanie, odprawianie rytuałów i pilnowanie protokołu w
innych pueblach. Całe zarobki oddawała rodzinie, która wydawała je na krewnych, a
także na ceremonie, uroczystości, obrzędy i pogrzeby.
- Bogactwo nie może się zatrzymać - powiedział Granit do Havzhivy. - Musi
płynąć jak krew. Jeżeli je zachowasz, zablokuje się, atak serca murowany. Umierasz.
- Czy stary Hezhe umrze? - spytał chłopiec". - Stary Hezhe nigdy nie wydawał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates