[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzustkowego są zadowalające, a rodzice Aidena są odpowiedzialni i dbają o
jego kondycję. - Jack wypił kilka tyków wody. - Biorąc to wszystko pod
uwagę, mogę go wysłać do domu.
Aidena zastali w sali zabaw. Wyglądał na śmiertelnie znudzonego,
- Jak leci, chłopie? - Jack przysiadł na fotelu. Aiden tylko wzruszył
ramionami.
- Nic ciekawego w telewizji?
- Same nudy dla małych dzieci.
Jack przez chwilę obserwował chłopaka.
- Chciałbyś wrócić do chaty?
- Kiedy? - W oczach nastolatka pojawił się błysk nadziei. - Jutro?
- Co powiesz na dziś?
- Super! - Szczupłą, piegowatą twarz Aidena rozjaśnił uśmiech. - Mogę
zadzwonić do mamy, żeby po mnie przyjechała?
- Już jedzie.
- Fantastycznie! - Chłopak zerwał się na równe nogi. - Zbiorę rzeczy...
- Hej! Może podziękujesz siostrze Wilde? Troszczyła się o ciebie, prawda?
- Jasne... - nieśmiało przyznał Aiden. - Dzięki, siostro.
- Proszę bardzo. - Położyła dłoń na jego ramieniu. - Pomóc ci w
pakowaniu?
- Nie, dziękuję. Pierś mi pomoże. Jest super.
- Pierś rzeczywiście umie sobie z nim radzić - z uśmiechem przyznała
Gina, gdy wracali na oddział.
- To niełatwe, gdy dwunastolatki są znudzone światem.
- Jack zerknął na piszczący pager i schował go do kieszeni.
- Nadal jesteśmy umówieni na wieczór?
Patrzył na nią uważnie i Ginę ogarnęło zakłopotanie. Czy Jack chce się
wycofać? Może żałuje, że ją zaprosił? Ale przecież chodzi raczej o
koleżeńskie spotkanie, a nie prawdziwą randkę...
- Cassie już bije w tam-tamy. - Zaśmiała się trochę zażenowana. - Jeśli nie
przyjdziemy, wszyscy jeszcze bardziej będą o nas plotkować.
- Dajmy im jakiś powód do plotek - wesoło zasugerował Jack. - Przyjadę
po ciebie około dziewiątej.
Jej serce podskoczyło. Oblizała wargi.
- Masz mój adres?
- Tak. - Wciąż błądził spojrzeniem po jej twarzy. - Odwiozłem cię podczas
tamtej burzy przed Bożym Narodzeniem, pamiętasz?
Właściwie nie ma czego pamiętać, pomyślała. Jack zatrzymał się wówczas
przed jej domem tylko na moment.
- Moje mieszkanie jest z tyłu, od strony ogrodu - wyjaśniła niczym
grzeczna dziewczynka. - Pójdziesz ścieżką wzdłuż budynku i... - Urwała,
zawstydzona, ponieważ Jack przyglądał się jej z rozbawioną miną.
- Jestem dużym chłopcem, Gino - powiedział cicho. - Znajdę cię.
ROZDZIAA CZWARTY
Z uśmiechem wyjęła ze skrzynki dwa listy: jeden od matki, a drugi,
zaadresowany na maszynie, od siostry, Anne-Maree. Oba były grube i
gwarantowały długie chwile miłego czytania.
Przyciskając listy do piersi, przekręciła klucz w zamku i weszła do
mieszkania. Bardzo je lubiła, zarówno z powodu wygody, jak i bliskości do
pracy. Mogła chodzić do szpitala piechotą.
Oczywiście, nadal miała samochód. Wyprowadzając się z Sydney na
prowincję, planowała, że będzie zwiedzać piękne tereny, których nie zna. I
rzeczywiście, w dniach wolnych od pracy zdążyła zobaczyć trochę
okolicznych atrakcji.
Zdjęła pantofle i poszła wziąć z lodówki coś do picia. Sięgając po sok,
uśmiechnęła się do swoich myśli. Gdy już zobaczy wszystkie interesujące
miejsca, pozostaną jeszcze hektary Jacka. Może pewnego dnia zaprosi ją do
siebie. Może...
Usadowiła się wygodnie w głębokim skórzanym fotelu. Zdumiewające,
jak bardzo można się pomylić co do ludzi. Zawsze sądziła, że oddziałowy
pediatra mieszka w jakimś kawalerskim apartamencie.
Nagle spoważniała. Nie powinna myśleć o Jacku. Z westchnieniem
zamknęła oczy, świadoma, że nie potrafi. Całkiem wbrew sobie nadal czuła
ciepło jego warg - w sercu, w duszy i na ustach.
Oszałamiająca czar tego pocałunku ożywił prawie zapomniane uczucia,
które odłożyła na bok, zajęta sprawami młodszych sióstr. Matka pracowała
całymi dniami, toteż Gina starała się wspierać Anne-Maree i Vanesse. Obie
jej potrzebowały, ona zaś służyła im zawsze radą i pomocą. W ubiegłym
roku zorganizowała ich wesela i na obu wystąpiła w roli druhny.
Teraz twoja kolej, Gina!" - ze śmiechem zawołał ktoś z gości, gdy
całkiem niechcący złapała rzucony przez Anne-Maree ślubny bukiet.
Skrzywiła się, odetchnęła głęboko i skupiła uwagę na długim liście od
matki.
Podlała ostatni doniczkowy kwiatek na ogrodzonym ganku i postawiła
konewkę na półce. Lubiła długie, letnie wieczory, zwłaszcza tę porę, gdy
różowozłociste słońce powoli chowało się za horyzontem. Powietrze stawało
się wtedy chłodniejsze, bardziej rześkie, a niknący w mroku świat wydawał
się bardziej tajemniczy.
Nagle uświadomiła sobie, że ma niewiele czasu, by przygotować się do
wyjścia. Ale przecież właśnie tego chciała, prawda? Wolała nie zastanawiać
się, co będzie. Dopiero teraz, wracając do pokoju, poczuła wzdłuż
kręgosłupa dreszczyk podniecenia.
Weszła pod prysznic i namydliła się ulubionym żelem, z przyjemnością
wdychając jego delikatny, kwiatowy zapach. Następnie umyła włosy,
wmasowała w nie odżywkę i obficie spłukała. Owinięta wielkim, puszystym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates