[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wewnątrz popielniczki, jakby wróżyła swe przyszłość artystyczną
z kipów. No to ja szybko do rzeczy, by miała jakieś radosne
wspomnienie, zanim całkiem mi tu padnie.
To do interesów, piękna pani, mówię do niej, memłając
palcami w ptasich mleczkach, by sobie nasypać jakąś małą
przyjemną ściechę na pocieszenie. Ona na to robi głową
przytaknięcie pośrednie pomiędzy tak a nie. Mówię tak: dziś Dzień
Bez Ruska. Więc nic z tego, wszyscy na rynku. Lecz od jutra
nakręcamy twe karierę, moja pani zdolna. Od pojutrza dzwonię tu i
tam, prezes, premier, znajomy fotoreporter. %7łe niby że afera.
Popełnione samobójstwo. Rzecz jasna nieprawdziwe, lecz nie o to
chodzi, by było prawdziwe. Chodzi o publikę. Tak to urządzimy.
Mój plan dnia napięty, ale kilka spotkań, kilka wymuszeń słyszysz,
Andżelka? Potem się okazuje, że samobójstwo odratowane. Wielki
talent ocalony przez złych lekarzy. Wystawa twych ubrań,
konferencja z prasą, na temat, jakiej słuchasz muzyki, jakie są twe
hobby w czasie wolnym od sztuki. I wtedy raptem z dnia na dzień
nie jesteś żadna anonimowa, tłumy chcą cię zobaczyć i chcą mieć
twą osobowość, Robert Sztorm wymięka. Lecz Robert Sztorm
może sobie ciebie najwyżej próbować polizać przez tłumy
ochroniarzy. A co cennego miałaś, to i tak przepadło dziś. W
 Filipince twe zdjęcie na samo centrum okładki.
Tylko nie  Filipinka - mówi Andżela mętnie, niewyraznie i
odbija jej się niewiadomo czym, może kamieniem, a może papą, a
może watą szklaną. Jest z pierwszy udokumentowany syndrom
życia od około półgodziny. Myślę sobie, co by mi tu znowu nie
dostała zgonu. Więc co robię. Sobie ścieżkę,  Zdzisław Sztorm i
do szeregu, salut. Wtedy mówię jej w ten sposób, by ją trochę
odwieść od samobójstwa: a teraz, Andżelka, bądz do rzeczy.
Zmierć jest nieważna, śmierci nie ma, chyba nie wierzysz we
śmierć, przecież to jest zabobon. Zakazne choroby -zabobon,
przestępczości samochodowe - zabobon, groby - zabobon,
nieszczęście - zabobon. Są to wszystko niecne wynalazki Rusków,
co je rozgłaszają, by nas straszyć egzystencjalnie. Robert Sztorm
to marionetkowa postać podpłacona także przez Ruskich.
Chuligaństwo i dewastacja jest to legenda ludowa, ani Arka, ani
Legia, ani Polonia, ani Warsowia. To są fikcyjne drużyny na
usługach Nowosilcowa. Staś i Nel także również perfidnie
spreparowani przez księcia ruskiego Sienkiewicza na potrzeby
filmu  W pustyni i w puszczy , istne mity greckie. Ja, Silny, ci to
przyrzekam. Sami Ruscy może nie istnieją nawet, to się jeszcze
zobaczy. Idz do balkonu, za oknem nowy lepszy świat, specjalny
świat na nasze potrzeby, zero przewodów frakcyjnych, zero
strzykawek, zero pożarów, zero mięsa. Sama Wegetariańska
Orkiestra Zwiątecznej Pomocy zachęca do zbiórki na nowe
kamienie do żołądka dla Andżeliki lat siedemnaście. Ej, Andżela...
Andżela, przesuń no dupę... wstań... wstań na chwilę!
Wtedy podbiegam do tapczana i ot co. Grubszy sztapel,
kurwa i chuj. Temu ona tak siedziała cicho, bez słowa ta
małomówna kominiarzowa. Gdyż w całości sama z siebie
wypłynęła i ściekła w tapczan mej matki  Bartek , całkiem świeżo
kupioną zeszłego roku wersalkę pod postacią krwi, choć może
mego też się tam coś znalazło, bez winy nie jestem. No to się
wściekam. Wkurwiam się. Zaraz wyrwę kabel z tego całego
świata, zaraz zerwę przewody frakcyjne, zaraz pociągnę za rączkę,
hamulec bezpieczeństwa. Chcę ją zabić tu i teraz, choćbym miał
całe wersalkę amerykankę zagnoić tą kurwią krwią, wywrócić,
nożem pochlastać i wybebeszyć z piór, z tej pianki, z pościeli, z
sprężyn, wszystko na wierzch wywlec, podeptać, zniszczyć, zabić,
zniszczyć. Kurwa chuj i ja pierdolę. No tego już zbyt wiele moja
droga, twa kariera cała runęła, nim zdążyłem ruszyć palcem i
uruchomić moje znajomości, ty już spadasz, ma gwiazdo, stąd tu i
teraz. Tu twe buty piękne, kozaki prawdziwe z Kaukazu, tu twa
kurtka, tu twój obnośny handel pamiątkami, tu twe wewnętrzne
kamienie. I pani już podziękujemy za udział w naszym programie.
Oto są drzwi Gerda automatycznie zamykające, lewa, prawa, do
widzenia, autobus linii nr 3 po panią wkrótce przyjedzie zabrać.
Wszystkie kobiety to jedne i te same suki. Same nie wyjdą,
czekają przyczajone. Aż się rozjuszę i wybuchnę, i muszę je
wypychać, odganiać od nich jak lep na muchy. Podejrzewam, iż
możliwe że jest to jedna i ta sama suka przebierająca się w różne
ciuchy, ona na mnie napada bezustannie, naciąga mnie na
przyjemności, a potem robi syf w całym mieszkaniu. Codziennie,
codziennie nowa i jeszcze gorsza. Podejrzewam że mieszka gdzieś
tu na osiedlu. Wie, że mam słabe nerwy. Przychodzi i mnie
wkurwia. I ja ją zabijam. A ona odrasta z psiego nasienia i już
następnego wieczora siedzi zwarta i gotowa. Ruski pomiot. Być
może te Ruski, że tak się właśnie eufemicznie wabią kobiety. A my
mężczyzni je stąd wygnoimy, z tego miasta, co one sprowadzają
nieszczęścia, zarazy, susze, zły urodzaj, rozpustę. Niszczą tapicerki
swą krwią która leci z nich jak przez ręce, brukając cały świat
niespieralnymi plamami. Wierna rzeka Menstruacja. Grozna
choroba Andżelika. Surowa kara za brak błony dziewiczej. Jak się
dowie jej matka, to jej wprawi z powrotem.
* * *
Złe sny. Magda rodzi kamienne dziecko, na oko pięcioletnią
dziewczynkę z oboma oczami dotkniętymi tikiem nerwowym.
Dziecko - kamienny potwór, do którego Lewy ani nikt się nie
przyznaje, Magda chce sprzedać je do cyrku, stoi przede mną
kołysze wózkiem, mówi: albo ja, albo tamta, Silny, inaczej
sprzedaję Paulę do cyrku, wybieraj, albo ja, albo ona. %7łe w
skrzynce pocztówka od Andżeli, cześć Andrzej, nie wiedziałam,
czy do ciebie napisać. Jestem w piekle, jeszcze dziś po powrocie
do domu popełniłam samobójstwo. Nic szczególnego. Mamy tu
magnetofon, świetlicę. Chociaż druhowie są sympatyczni,
muzykalni. Jak coś będę wiedzieć, to napiszę więcej. Muszę teraz
iść, bo mamy apel. Potem kolacja, podchody, gry terenowe. W
poniedziałek przyjeżdża na kontrolę Szatan. Będzie sprawdzanie
namiotów i gawęda. Buziaki, zawsze będę dobrze cię wspominać,
jeśli możesz przysłać mi jakieś ciepłe rzeczy (noce są chłodne).
Andżelka, PS: Pozdrowienia!
%7łe dzwoni telefon, że wielki telefon dzwoni prosto wewnątrz
mnie, że nie wiem, gdzie ta słuchawka, choć słyszę zewsząd głosy
w tej sprawie, to po ciebie, Andrzejku, to po ciebie jacyś panowie,
jacyś panowie po ciebie, Andrzejku, panowie z komisji, sprawdzą,
czy twe organy nadają się do uczciwej sprzedaży na zachód,
Andrzejku, o co te nerwy, panowie są jak najbardziej na tak, chcą
je kupić, nie ma o co bać, termin operacji ustalony...
Budzę się. Zlepy, głuchy, niemy, niczym duży kret
wywleczony spod ziemi, zagrzebany w zakrwawionym tapczanie.
Pół żywy jakby, wsadzony w pudełeczko po zapałkach i zasunięte
wieczko. Potężny dilej. Zewsząd dzwony. Dzwony stereo. Reszta
mono. Zdaje się, iż wszystko, czego nie było nigdy, jest teraz w
mej głowie, wszystko, czego nigdy nie było. Cały ten brak. Całe
milczenie jako trzeci rozmówca. Cała wata świata. Cały erzac, cały
styropian napchany w me głowę. Przez noc przytyłem. Jestem tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates