[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdyby zielony dom, a jesienią gałęzie uginały się od jagód czerwonych i pięknych nad
podziw. Zlatywały się do nich ptaki. Lubię ptaki, nawet gadatliwe, a jarzębina ma
owoców dość, żeby się z wszystkimi podzielić. Ale ptaki z czasem stały się nieprzyjazne i
łapczywe, oskubywały gałęzie, zrzucały jagody na ziemię, wcale ich nie jedząc. Potem
przyszli orkowie z siekierami i ścięli moje drzewa. Na próżno wywoływałem ich
najmilsze imiona, nie drgnął ani jeden listek, jarzębiny nie słyszały mnie i nie
odpowiadały. Leżały martwe.
O, Orofarne, Lassemista, Karnimirie!
Jarzębino - ktoś twój długi włos ustroił w biały kwiat.
Jarzębino moja, twój lśniący strój ozdobą złotych lat.
Gałązek kiść i lekki liść, łagodny szum i szept,
Twój rudy czub połączył ślub z błękitem górnych nieb.
Jarzębino - dziś już martwy liść - i kruchy, siwy włos,
Bo nadszedł dzień, że skruszał pień i ścichł na wieki głos.
O, Orofarne, Lassemista, Karnimirie!
Hobbici usnęli słuchając łagodnego głosu Bregalada, jego pieśni opłakującej jak gdyby
w wielu różnych językach śmierć drzew, które ent kochał.
Następny dzień spędzili również w towarzystwie %7łwawca, lecz nie oddalali się od
jego domu. Wiele godzin przesiedzieli w milczeniu w zacisznym kącie pod skarpą, wiatr
bowiem dmuchał chłodem, a ciemne chmury nisko zawisły nad stropem lasu. Słońce z
rzadka tylko przeświecało, w oddali zaś głosy wiecujących entów wciąż to podnosiły się,
to opadały, niekiedy donośne i silne, niekiedy ciche i smutne, chwilami przyspieszając
rytm, a chwilami zwalniając uroczyście, jakby zawodziły pieśń żałobną. Druga noc
nadeszła, lecz entowie radzili dalej pod chmurami, które z wiatrem mknęły po niebie, w
niepewnym, mrugającym świetle gwiazd.
Trzeci dzień wstał chłodny i wietrzny. O świcie głosy wiecujących entów wzbiły
się nagle wielkim krzykiem, lecz zaraz potem znowu ścichły. W miarę jak płynęły
godziny poranka, wiatr uspokajał się i nad lasem powietrze stało się ciężkie, jakby
naładowane oczekiwaniem. Hobbici spostrzegli, że Bregalad wsłuchuje się w napięciu w
dolatujące z kotliny głosy, które jednak im, siedzącym w zaciszu entowego domu,
wydawały się bardzo nikłe.
Nadeszło popołudnie i słońce, wędrując na zachód, ku górom, słało spomiędzy
chmur wydłużone złote słupy blasku. Nagle hobbici zauważyli, że wszystko wkoło nich
znieruchomiało, jak gdyby cały las nasłuchiwał w skupieniu. Tak, to głosy entów
umilkły zupełnie. Co mogła znaczyć ta cisza? Bregalad stał wyprostowany i sprężony,
patrząc w stronę północy, gdzie leżała Zaklęta Kotlina.
Nagle zagrzmiał potężny okrzyk: Ra - hum - raa! Drzewa zadrżały i przygięły się,
jakby od podmuchu wichury. Znów zaległa na chwilę cisza, a potem odezwały się bębny
uroczystym rytmem marsza i nad ich werbel wzbił się chór głosów czystych i silnych.
Naprzód, naprzód, bęben nasz gra: ta-randa randa randa ram!
Entowie ruszyli. Coraz bliżej rozlegała się pieśń:
Naprzód, naprzód, bęben dudni i róg gra: ta-runa runa runa ram!
Bregalad wziął hobbitów na ręce i także wyruszył ze swego domu. Po chwili hobbici
ujrzeli zastęp w marszu: entowie sadzili wielkimi krokami stokiem wzgórza w dół. Na
czele szedł Drzewiec, za nim z pół setki współbraci, którzy postępowali dwójkami, w
nogę, wyklaskując dłońmi na udach regularny rytm. Byli już tak blisko, że hobbici
widzieli błysk i zielone skry w ich oczach.
- Hum, hm! Ruszyliśmy hucznie, ruszyliśmy nareszcie! - zawołał Drzewiec spostrzegając
Bergalada i hobbitów. - Chodzcie z nami, przyłączcie się do gromady. Ruszyliśmy.
Idziemy na Isengard!
- Na Isengard! - odkrzyknęły liczne głosy.
- Na Isengard!
Na Isengard, na Isengard!
Zły czeka los kamienną włość!
Choć Isengard, jak hardy czart
I gładki dość, jak goła kość -
Dziś każdy woj z nim stoczy bój
I dzwignie głaz i w dzwierza prask!
Już pień się tli, pryskają skry,
Bój wzywa nas - idziemy wraz!
Na Isengard, i mieczem w pierś,
Niesiemy śmierć, niesiemy śmierć!
Tak śpiewali maszerując na południe. Bregalad z ogniem w oczach podskoczył do
szeregu i zajął miejsce w boku Drzewca. Stary ent wziął od niego hobbitów i znów
usadowił ich sobie na ramionach. Sunęli więc dumnie na czele rozśpiewanego pochodu,
serca biły im mocno, głowy zadzierali wysoko. Oczekiwali, że stanie się coś niezwykłego,
a mimo to zdziwiło ich przeobrażenie entów. Jakby nagle runęły upusty, z dawna
powstrzymywane przez potężną zaporę.
- Jednakże entowie namyślili się dość szybko, prawda? - ośmielił się zagadnąć Pippin,
gdy po jakimś czasie śpiew umilkł i tylko tupot nóg i klaskanie rąk rozlegało się w ciszy.
- Szybko? - rzekł Drzewiec. - Hm... Rzeczywiście. Szybciej, niż się spodziewałem. Od
wieków nie widziałem ich tak wzburzonych. My, entowie, nie lubimy się burzyć. I nie
burzymy się nigdy, póki nie przekonamy się na pewno, ze naszym drzewom i nam
samym grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Nic podobnego nie zdarzyło się w tym lesie
od czasu wojen między Sauronem a ludzmi zza Morza. Cała wina spada na orków, że
niszczyli las z samej złośliwości... rarum!... bo nie mają na swoje usprawiedliwienie
nawet tego, że potrzebowali drew do podsycania ognia w swoich piecach. To nas
najbardziej zgniewało, a także zdradziecki postępek sąsiada, który powinien był nas
wspierać. Od czarodziejów wymaga się czegoś więcej, i zazwyczaj inaczej też postępują.
na taką zdradę nie ma dość strasznej klątwy, dość nikczemnej nazwy w języku elfów,
entów ani ludzi. Precz z Sarumanem!
- Czy naprawdę rozwalicie bramy Isengardu? - spytał Merry.
- Hm, hm... być może, być może. Nie wiesz, jaką mamy siłę. Czy słyszałeś o trollach? Są
bardzo silni. A przecież to tylko poczwary, które za dni Wielkich Ciemności stworzył
Nieprzyjaciel przedrzezniając entów, tak samo jak na drwinę z elfów wyhodował orków.
My jesteśmy od trollów silniejsi, jesteśmy kością z kości Ziemi. Jak korzenie drzew, tak i
my umiemy rozsadzać głazy, ale robimy to szybciej niż one, znacznie szybciej, gdy
wpadniemy w gniew. Jeżeli nas siekierami nie zetną, ogniem nie spalą albo nie zniszczą
czarami, rozłupiemy na drzazgi cały Isengard i obrócimy jego mury w perzynę.
- Ale Saruman pewnie będzie starał się was powstrzymać?
- Hm, ha! Pewnie, że tak. Nie zapomniałem o tym. Długo o tym rozmyślałem. Ale,
widzicie, wielu entów jest ode mnie młodszych o kilka pokoleń drzew. Teraz wszyscy
wzburzyli się i jedno im tylko w głowie: rozbić Isengard. Wkrótce wszakże zaczną znów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates