[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- W takim razie za półtorej - oświadczył. Zjawił się
punktualnie, tak jak obiecał. Ledwie skończyła brać prysznic,
kiedy zadzwonił do drzwi. Nie miała śmiałości otwierać w
szlafroku. Postanowiła przetrzymać Cliffa na ganku. Włożyła
czyste dżinsy i bawełniany podkoszulek. Rozczesała mokre
włosy i przetarła twarz tomkiem kosmetycznym.
Nie mogła dłużej odkładać momentu zaproszenia gościa do
domu. Otworzyła drzwi. Cliff wkroczył energicznie, niosąc dużą
torbę z zakupami.
- Jak się udał bieg?
- Było strasznie gorąco - mruknęła.
Zwykle podczas biegania rozmyślała i planowała różne
rzeczy, lecz tego dnia upał po prostu wyłączył jej mózg.
Na widok Cliffa ogarnęły ją sprzeczne uczucia. Z jednej
strony, powoli dochodziła do wniosku, że ten mężczyzna,
ambitny i wykształcony, jest w jej typie, z drugiej strony, wciąż
uważała, że odszukał ją tylko po to, aby raz jeszcze przeżyć
cudowne chwile.
Nie mogła go potępić ani znienawidzić. Dlaczego spytała o
plany? Czyżby nie nauczyła się jeszcze, że współcześni
mężczyzni boją się wymuszonych zobowiązań? Targały nią
sprzeczne uczucia. Instynkt pchał ją ku Cliffowi, rozsądek zaś
nakazywał opamiętanie.
Kątem oka zerknęła na powód swej rozterki. Czy ten człowiek
nigdy się nie poci? Jego twarz zachowała świeżość, a koszula
wyglądała jak dopiero co wyprasowana. Przystojny i odporny na
lipcowy upał!
Cliff czuł się jak u siebie w domu. Od razu pomaszerował do
kuchni. Zajrzał do szuflad.
RS
107
- Będziemy potrzebowali paru rzeczy - oznajmił. - Szklanek,
talerzy, serwetek.
- Po co?
Błyskawicznie znalazł szafkę z naczyniami i wyjął dwa
talerze.
- Urządzimy sobie piknik na plaży. Potrzebny będzie koc albo
prześcieradło, żebyśmy mieli na czym usiąść.
- Plażę zamykają o piątej - poinformowała Gretchen.
Spochmurniał, lecz natychmiast beztrosko wzruszył
ramionami.
- Zaryzykujemy. Jestem pewien, że policja ma inne sprawy na
głowie niż aresztowanie pary przebywającej na plaży po
zamknięciu. - Postawił na blacie dwie szklanki, dodał kilka
serwetek. Uśmiechnął się. - Co z kocem?
Gretchen otworzyła pawlacz z pościelą. Dlaczego pozwalała
mu na to wszystko? Dlaczego pomagała w przygotowaniach do
pikniku? Czyżby dlatego, że nie widziała sposobu na pozbycie
się intruza? A może zauroczył ją wyglądem, zahipnotyzował
błękitnymi oczami?
Może naprawdę chciała z nim być? Westchnęła ciężko. Zdjęła
z półki prześcieradło kąpielowe i dołączyła do Cliffa. Powierzył
jej niesienie szklanek, sam zajął się talerzami i torbą z
jedzeniem.
Płotek metrowej wysokości odgradzał chodnik od plaży. Cliff
rozejrzał się na prawo i lewo. Wszystkie wejścia były
zamknięte. Postawił bagaż po drugiej stronie ogrodzenia.
- Musimy przejść przez płot. Dasz radę? Gretchen wzruszyła
ramionami.
- Co to dla mnie! Zdobyłam przecież szczyt Kata-hdin -
przypomniała.
Cliff z łatwością pokonał przeszkodę. Wziął z rąk Gretchen
prześcieradło i szklanki. Kiedy znalazła się na plaży, zdjęła
sandały. Cliff ściągnął pantofle i skarpetki. Stąpali boso po
białym piasku. Wybrali miejsce niemal tuż nad wodą.
RS
108
Cliff rozpostarł prześcieradło i wypakował smakołyki:
schłodzone białe wino, plastry najlepszych serów, pudełko
krakersów sezamowych, dwa piękne jabłka i marchewkę.
- To dla ciebie - oświadczył i podał ją Gretchen. Natychmiast
ożyły wspomnienia ze szlaku. Marchewka wypadła jej z rąk.
- Po co to przyniosłeś? - szepnęła zakłopotana.
- Chciałem zobaczyć, jak jesz. Nie znam osoby, która jadłaby
marchewkę z takim apetytem - zażartował.
Zaczerwieniła się. Zacisnęła usta i odwróciła się. Utkwiła
wzrok w spienionych falach. Tymczasem Cliff odkorkował
wino i pokroił sery na mniejsze kawałki. Rozlał trunek. Trącili
się szklankami i napili po łyku.
Jedli w milczeniu, wpatrzeni w linię horyzontu, gdzie
zielononiebieskie morze stykało się z niebem.
Słona bryza owiewała twarze. Gretchen spostrzegła
zdumiona, że apetyt jej dopisuje, a w miarę zaspokajania głodu
znikało napięcie i zdenerwowanie.
Giff położył się na boku i oparł głowę na łokciu. Patrzył na
nią badawczo.
- Jak doszło do tego, że zostałaś inżynierem?
- Byłam dobra z matematyki.
- I co dalej?
- Nie chciałam spędzić życia na wymyślaniu abstrakcyjnych
teorii w jakimś zmurszałym laboratorium. Chciałam robić coś
praktycznego, dającego namacalne efekty. Takie możliwości
stwarza zawód inżyniera. Czasem mogę nawet uratować jakieś
drzewo.
Uśmiechnął się łagodnie.
- Dość nietypowe zainteresowania jak na kobietę. Założę się,
że byłaś jedyną dziewczyną na roku.
Roześmiała się.
- Nie. Snuło się tam kilka takich kaczek dziwaczek.
- Nie mów tak! Przecierałyście szlak innym kobietom!
RS
109
- Przecież nie jestem pierwszą kobietą inżynierem w dziejach
- zaprotestowała.
- Może i nie, ale musisz przyznać, że był to z twojej strony akt
odwagi.
- Za dziesięć lat świat będzie pełen kobiet po studiach
politechnicznych.
- Za dziesięć lat, być może, świat będzie pełen kobiet, które
odważnie wędrują same z plecakiem - odparł. - Dziesięć lat to
długi okres. W każdym razie dla mnie to bardzo długo.
- Cliff... - zaczęła, nie patrząc mu w oczy - Cliff, przepraszam,
że w twojej obecności jestem spięta. To nie twoja wina. Nic nie
zrobiłeś, ale...
Zaśmiał się cicho.
- Jeśli sobie dobrze przypominam, od początku ostrzegałaś
mnie, że jesteś spięta.
- Zgadza się. To znaczy... to, co się zdarzyło na szlaku, było
szaleństwem.
Znów się roześmiał.
- Nie ma nic szalonego w tym, że dwoje dorosłych ludzi idzie
za głosem natury, Gretchen. Nie ma też w tym nic złego. To, co
się zdarzyło, było po prostu piękne.
Zaśmiała się nerwowo.
- Użyłeś określenia ,,cudowne chwile".
- W porządku. Cudowne chwile.
- Tak cudowne, że wróciłeś po więcej? Odważyła się wreszcie
spojrzeć na Cliffa. Powiew wiatru potargał jej włosy. Cliff
odgarnął niesforny kosmyk z policzka Gretchen.
- Chciałem udowodnić sobie, że jesteś taka piękna, jaką cię
zapamiętałem. Zwłaszcza z rozpuszczonymi włosami. Dziękuję,
że ich nie spięłaś.
Chciała powiedzieć, że po umyciu włosów zostawia je
rozpuszczone, aby szybciej wyschły. Słowa uwięzły jej w
gardle. Ręka Cliffa zanurzyła się w kasztanowe loki, tak jak
wtedy, na polanie.
RS
110
Może miał rację? Może nie powinna zadręczać się wyrzutami
sumienia z powodu jednego wspaniałego wieczoru? Ogarnęła ją
tęsknota za tym, by znów poczuć cudowną swobodę.
Cliff doskonale widział, co się z nią dzieje. Pochylił się i
musnął wargami jej usta. Zadrżała. Jej głowa opadła na
prześcieradło, usta rozchyliły się. Znalazła się w innym świecie,
w bezczasie, w krainie rozkosznych doznań.
- Gretchen - szepnął - mógłbym cię całować aż do końca
świata. Nie ma nic złego w tym, co czujemy do siebie.
Rozumiesz to, prawda?
A ona nie mogła myśleć o niczym. Nie zdołała wykrztusić
słowa. Usta poruszały się bezgłośnie. Liczył się tylko Cliff, król
lasu.
- Patrzysz na mnie jak wtedy - powiedział półgłosem. - Masz
w oczach ten sam blask.
- Moje oczy wcale nie błyszczą - zaoponowała bez
przekonania.
- Błyszczą jak robaczki świętojańskie w nocy. Ucałował jej
powieki z niewysłowioną czułością. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates