[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się do boksu obok Adama, uśmiechając się przez ramię.
- Spędzę tu tylko chwilę, a potem ich wam zostawię, moje drogie.
Dziewczęta w odpowiedzi uśmiechnęły się do niej czujnie i przeszły trochę dalej. Joss
nie wydawał się zadowolony z jej obecności, choć zarówno on, jak i Adam uprzejmie wstali.
Sebastian Fleet wycofał się, mrucząc coś o tym, że przyniesie jej drinka.
- Nie spodziewałem się, że znów cię dziś ujrzę, Juliano - odezwał się brat.
- Najwyrazniej nie - zauważyła Juliana, patrząc znacząco na prostytutki. - Co ty sobie
wyobrażasz, Joss? Bardzo mnie zawiodłeś.
Joss nie wyglądał na rozbawionego, ale Adamowi zadrgały wargi.
- Zmieszne, że właśnie ty mówisz coś takiego, Juliano - rzekł. - Co ty tu robisz?
- Przyszłam zagrać, naturalnie. - Juliana zmrużyła oczy i popatrzyła na niego. - Nie
zmieniaj tematu, Adamie. Rozmawiamy o waszych rozrywkach, nie moich. Zapewne za wiele
słodyczy w domu po pewnym czasie traci urok i niezbędne jest antidotum. Nie winię was..
Sama uważam, że nadmiar cnoty może być męczący.
- Wszyscy wiemy, że ty i cnota to naturalni wrogowie - po wiedział Joss oschle. -
Jednakże wyciągnęłaś mylne wnioski, Ju. Nie przyszliśmy tu grać, a tym bardziej zabawiać
się w towarzystwie kurtyzan.
Juliana z niedowierzaniem uniosła brwi i uśmiechnęła się.
- Doprawdy? Och, rozumiem! Tak, oczywiście, ale jestem głupia. Kiedy następnym
razem spotkam się z Annis i Amy, będę pamiętać, jaką popełniłam omyłkę, podejrzewając
was o gonienie za rozrywkami. Sądzę, że zasłużyły na to, byście je zdradzali, bo inaczej by
was tu nie było.
Napotkała chłodne spojrzenie szarych oczu Adama.
- Wiesz, Juliano - wycedził - że gdybyś była mężczyzną, do tej pory wiele razy
wyzwałbym cię na pojedynek.
Juliana uśmiechnęła się do niego.
- Chyba że nie chciałbyś obrazić Jossa, bo a nuż byś mnie zastrzelił!
Adam i Joss popatrzyli na siebie.
- Och, to by mnie na pewno nie powstrzymało - rzucił lekko Adam. - Ciesz się, że
zachowuję dla ciebie odrobinę galanterii. Niemniej prawdziwa z ciebie wiedzma.
Juliana odchyliła głowę i wybuchnęła śmiechem.
- Mówisz tak tylko dlatego, że was przyłapałam.
- Niezupełnie. Nie przyłapałaś nas, cokolwiek o tym myślisz. Poza tym prawienie
złośliwości sprawia ci przyjemność.
Odwróciła się do brata.
- Joss? Zamierzasz tak to zostawić?
- Tak się składa, że zgadzam się z Adamem. Roześmiała się ponownie.
- Wielkie nieba, takich dwóch nieuprzejmych dżentelmenów jak wy trudno byłoby
znalezć ze świecą. Ja jednak nie zamierzam się na was obrażać.
- Wiem - powiedział Joss smutno. - To jedna z cech twego charakteru, dzięki której
wciąż jesteś lubiana. Teraz uciekaj, bo musimy porozmawiać o interesach.
- Och, interesy! - Otworzyła szeroko oczy. - Rozumiem! Jakie interesy możecie mieć
wy dwaj, że trzeba o nich rozmawiać w salonie gry?
- Chodzi o politykę - rzucił Joss lakonicznie.
- Naturalnie. To znacznie stosowniejsze miejsce niż klub White'a.
- Przyszedł Davencourt - wtrącił Adam, wstając. - Wybacz nam, Juliana.
Martin Davencourt zmierzał do boksu w rogu, z niewymuszonym wdziękiem torując
sobie drogę przez tłum wypełniający salon gry. Na widok nadchodzącego Martina prostytutki
zaczęły szeptać do siebie jak grupka podekscytowanych uczennic. Nietrudno było się
domyślić dlaczego. Wśród tego zniewieściałego, wyperfumowanego tłumu robił wrażenie
męskiego, bezkompromisowego i oszałamiająco przystojnego. Juliana poczuła nagłe,
niewytłumaczalne ukłucie zazdrości.
Martin zauważył ją i spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem tymi swoimi
zielononiebieskimi oczami. Poczuła, że się leciutko rumieni. Jakież to denerwujące. Nie było
powodu, dla którego miałaby się irytować, a jednak tak się stało.
- Dobry wieczór, panie Davencourt - powiedziała, rzucając znaczące spojrzenie na
krążące nieopodal prostytutki. - Zostawiam panów, żebyście bez przeszkód mogli zająć się
interesami.
Półtorej godziny pózniej, po przegraniu skromnej sumki do Sebastiana Fleeta przy
karcianym stoliku i wypiciu kilku kieliszków doskonałego wina, Juliana wstała od stolika
pikiety. Adam i Joss właśnie wychodzili. Stała za filarem, obserwując, jak nakładają płaszcze,
ściskają dłoń Martina Davencourta i ruszają ku drzwiom. Prostytutki przeszły tuż obok nich,
ale Adam zbył je lakonicznie, toteż odeszły. Juliana poweselała. Zdaje się, że panowie
naprawdę nie kłamali. Może, o zgrozo, wierność małżeńska wchodzi w modę?
- Spokojnie tu dziś, prawda? - szepnęła jej do ucha Susanna Kellaway. - Co mogę
zrobić, kiedy tacy świetni dżentelmeni jak twój brat i Ashwick okazują się wiernymi mężami?
To doprawdy irytujące. - Przyjrzała się Julianie uważnie. - Słyszałam o twoim wyskoku na
przyjęciu u Emmy Wren. Może trochę urozmaicisz nam dzisiejszy wieczór, moja droga?
Juliana miała właśnie wezwać powóz, kiedy poczuła na sobie mroczne, pełne
dezaprobaty spojrzenie Martina Davencourta. Zmarszczyła czoło. Najpierw Joss i Adam, a
teraz jeszcze Martin Davencourt patrzył na nią z potępieniem. Zupełnie jakby miała cały
szwadron dokuczliwych starszych braci. Postanowiła zrobić coś, co go zaszokuje. Skoro był
tak zdecydowany ją krytykować, mogła przynajmniej dać mu powód. Uśmiechnęła się
promiennie do Susanny, złapała kieliszek z winem od zaskoczonego lokaja i wypiła zawartość
jednym haustem.
- Czemu nie? Niech kwartet smyczkowy zagra gigę, Susanno.
Wyciągnęła rękę do zaskoczonych dżentelmenów przy najbliższym karcianym stoliku
i wdrapała się na blat, zrzucając karty. Po sali przeszedł szmer zaskoczenia, a potem pomruki
wyczekiwania. Muzycy zaczęli grać.
Juliana zagarnęła spódnice, pokazując liczne halki i bardzo zgrabne kostki.
Dżentelmeni jeden przez drugiego wyciągali szyje, by zerknąć jej pod spódnice. Muzycy grali
szybko i rytmicznie. Juliana prowokacyjnie poruszała biodrami, kręciła się w kółko, włosy
wysunęły się z podtrzymujących je szpilek i spłynęły na ramiona. Tłumowi udzielił się nastrój
chwili i zaczęto klaskać w rytm muzyki. Jedna z prostytutek wgramoliła się na sąsiedni stolik
i dołączyła do niej przy akompaniamencie okrzyków i wulgarnych wrzasków. Juliana straciła
równowagę i byłaby spadła ze stołu, gdyby entuzjastyczne dłonie jej nie podtrzymały.
Tańczyła tak zawzięcie, że pierś wysunęła jej się ze stanika, za co została nagrodzona
hucznym wiwatem.
W końcu, zarumieniona, potargana i bez tchu, chętnie przyjęła kieliszek wina, który
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates