[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bezwładnym. Potem podskoczy do baru, chwyci butelkę koniaku, która barman trzymał cały czas na
ladzie, w nadziei na dalsze zamówienie, i rozwali czaszkę trzeciemu facetowi. W tym czasie barman
schowa się na pewno za brudny bar i nie będzie miał nic przeciwko temu, że Paul-Henri opuści tę
szczurza norę i znajdzie na małej ulicy policjantów, jeśli oni w ogóle patrolują tę paskudna dzielnicę.
Nić takiego oczywiście się nie zdarzyło i Courval nie miał okazji do zademonstrowania swojej
odwagi. Zostawił na barze nie dokończonego drinka i wszedł po skrzypiących schodach na najwyższe
piętro. Drewniane drzwi pokrywała zielona, obłażąca farba, która położono tu chyba pięćdziesiąt lat
temu. Zapukał i wszedł do środka.
Szara, stara kotara dzieliła pokój na dwie części, czyniąc go mniejszym niż w rzeczywistości.
Jedynym oświetleniem pokoju było dzienne światło dostające się przez oszklony, rozsuwany dach.
Paul-Henri z niesmakiem oglądał naga, brudna podłogę, gdy nagle dojrzał wróżkę. Mademoiselle
Marie siedziała plecami do zasłony, przed nia, na stoliku, widać było równoległe rzędy kart do gry.
Kobieta podniosła głowę do góry - nie miała nawet trzydziestu lat. Nie wiadomo dlaczego, Paul-Henri
oczekiwał staruszki. Wróżbitka owinęła głowę kwiecista chusta, długie, czarne włosy opadały jej na
ramiona. Courval nigdy przedtem nie widział takich włosów i przez moment nie mógł wydać z siebie
ani jednego słowa. Włosy nie były modnie ufryzowane, ale wyglądały wspaniale. Twarz Marie była
dość szeroka, z nieco wystającymi kośćmi policzkowymi i pełnymi ustami. Uwagę jednak przyciągały
oczy. Duże, szeroko rozstawione, czarne jak smoła, błyszczały i wpatrywały się w gościa bez ruchu.
- Proszę usiąść - rzekła wreszcie wróżbitka.
W pobliżu stołu znajdowało się zwykłe, trzcinowe krzesło, kupione prawdopodobnie na pchlim targu
za parę groszy. Paul-Henri usiadł i popatrzył na Marie. Poczuł nagle zapach jej perfum, ciężki i
egzotyczny, lecz starał się o tym nie myśleć. Skoncentrował się wyłącznie na celu swojej wizyty.
- Chciałby się pan poradzić, czy tak? - spytała.
- Tak... to znaczy, niezupełnie. Bliska mi osoba spotkała się z panią wczoraj i jest bardzo
zdenerwowana. Naopowiadała jej pani jakichś nonsensów. Chcę postawić sprawę jasno: nie życzę
sobie, żeby pani wprowudzała moja przyjaciółkę w takie nastroje. Co pani jej powiedziała?
Marie miała na sobie błyszczącą, satynową suknię bez rękawów, rozpiętą od szyi do biustu. Przy
najmniejszym ruchu wychylały się z niej wielkie piersi. Widok ten dekoncentrował gościa do tego
stopnia, że z trudem zmuszał się do wysłuchania odpowiedzi wróżbitki.
- Wiele klientek korzystało wczoraj z moich porad. Kim jest ta pańska najdroższa przyjaciółka?
- Panna Daladier - odparł zbulwersowany impertynencką formą pytania.
- Ach tak, przypominam sobie. Aadna kobieta. Powinnam się domyśleć, że tylko ona mogła
zainteresować tak dystyngowanego mężczyznę.
- Bardzo panią proszę, nie chcę tu dyskutować na temat moich prywatnych spraw. Przyszedłem tutaj,
aby wyjaśnić ewentualne nieporozumienie.
Wyjął portfel sądząc, że widok pieniędzy zmiękczy wróżbitkę i będzie mógł wrócić do Yvonne z
nowymi, optymistycznymi przepowiedniami. Ale Marie wolno pokręciła głową.
- Proszę schować pieniądze. Klienci płacą mi dopiero wtedy, kiedy powiem im, co widzę.
- Jak pani sobie życzy. Co pani zobaczyła w przyszłości panny Daladier?
- To wyłącznie sprawa między wróżbitką i klientem. Mogę powiedzieć tylko tyle, że panna Daladier
przyszła do mnie, aby dowiedzieć się czegoś o panu.
- O mnie? To śmieszne!
- Być może. Nie powiedziałam jej niczego na pański temat, bo nigdy przedtem pana nie widziałam.
Teraz dopiero mogę coś ustalić. Proszę podać mi rękę.
- Nie przyszedłem tutaj, aby wysłuchiwać wróżb.
- Może i nie, ale będzie pan mógł przekazać narzeczonej dobre wiadomości.
- Dobrze więc, niech i tak będzie - zgodził się niecierpliwie Paul-Henri.
Położył rękę na stole, opuszki palców skierował ku górze. Marie porównała obie dłonie, przesuwając
po nich palcami. Długo nic nie mówiła.
Dotknięcie dłoni wróżbitki odniosło nieoczekiwany skutek. Członek gościa gwałtownie zesztywniał.
Teraz Paul-Henri nie mógł już oderwać wzroku od biustu Marie.
"Okropność - mówił do siebie. - Ostatniej nocy kochałem się do upadłego z moją śliczną Yvonne, a
teraz ta otyła Cyganka tak na mnie działa! To przez te cholerne perfumy. Muszę wyjść stąd jak
najprędzej, inaczej zrobię coś głupiego."
Marie trzymała teraz dłonie na dłoniach swojego klienta. Ten zaś czuł, jak coś na kształt prądu
elektrycznego przepływa przez jego palce, kręgosłup i nabrzmiałą męskość. Zaskoczony otworzył
usta. Czuł, że jeśli nie przerwie kontaktu z wróżbitką, nastąpi wytrysk. Jednakże jej oczy miały hipno-
tyzującą moc. Siedział więc bez ruchu i z drżeniem oczekiwał niepożądanego orgazmu.
- Pańskie ręce mówią mi, że jest pan dość uczciwym egoistą, hojnym dla ludzi, których pan kocha,
zamkniętym dla obcych. Jednym słowem, typowy mężczyzna. Ma pan tylko dużo więcej pieniędzy
niż inni.
- To wszystko? - spytał, z trudem panując nad drżącym głosem. Równocześnie zaczął całkiem trzezwo
kalkulować, ile pieniędzy zażądałaby Marie za rozebranie się i uwolnienie go od tej palącej żądzy.
Poprzednie doświadczenia mówiły mu, że kobiety typu Marie, Cyganki, włóczęgi, śpiewaczki
kawiarniane, artystki cyrkowe i cała reszta bardzo chętnie oddawały się mężczyznom z grubym
portfelem.
Marie popatrzyła na jego czerwoną twarz. Każda kobieta domyślałaby się, o co chodzi. Kiwnęła
głową i zdejmując ręce z jego dłoni, rzekła:
- Proszę pójść ze mną.
Kiedy wstała od stołu, Paul-Henri zauważył, ża talię wróżbitki ściska czarny, skórzany pas, z dużą,
srebrną klamrą. W związku z tym biodra i pośladki Marie wydawały się jeszcze pełniejsze. Kobieta z
hałasem odsunęła szarą kotarę i zapro-
siła gościa do środka. Mijając wróżbitkę, otarł się o jej piersi, ale ona nie wykonała nawet
najmniejszego ruchu, żeby uniknąć kontaktu.
W drugiej części pomieszczenia nie było okna. Kiedy kurtyna została na powrót zaciągnięta,
zapanował półmrok. Pod ścianą stała wielka otomana, na której leżała czarna kapa, a na niej wspaniały
hiszpański szal.
Marie stała plecami do kurtyny, prawie nie oddychała. Czekała na pierwsze reakcje swojego gościa.
Ale Paul-Henri nie bardzo wiedział, co robić.
- Nie spodziewał się pan tego, prawda? - spytała zupełnie bez emocji w głosie.
Wzruszył ramionami.
- Musi pan pamiętać, że nie jestem kurwą. Nie wciągam mężczyzn do sypialni, ja przepowiadam
przyszłość.
"Zawsze to samo - pomyślał Courval. - Tak czy owak, jakieś pieniądze zmienią tutaj właściciela. Nie
ma znaczenia, za co się płaci.
- Wygląda pan na zażenowanego - rzekła Marie. - Nigdy nie spotkał pan kobiety takiej jak ja, prawda?
Podeszła do niego i znowu owiał go zapach słodkich, ciężkich perfum. Dotknęła jego policzka. Zaczął
gwałtowniej oddychać.
- Proszę teraz zdać się całkowicie na mnie i nie obawiać się niczego, chyba, że boi się pan prawdy.
- Nie, nie boję się niczego - odrzekł, siląc się na odwagę.
- Zwietnie, świetnie - powiedziała w zamyśleniu.
Jej lewa ręka zjeżdżała powoli w dół, przesunęła się po jego piersi, brzuchu, aż wreszcie zatrzymała
się na wypukłości w spodniach.
- Tak, tak być powinno, inaczej nie osiągnęłabym niczego.
- Ani ja - usiłował zażartować Tiul-Henri.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates