[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ostatni, nagryzmolony ołówkiem na kartce taniego, liniowanego papieru, brzmiał:
„...jeżeli możesz, przyślij telegraficznie 25 dolarów. Adresuj do schroniska Armii Zbawie-
nia...”
Kolekcję uzupełniał mały wycinek prasowy: wzmianka o samobójstwie niejakiej Vi-
vienne Dange, ongi artystki operetkowej, która odebrała sobie życie w skromnym wy-
najętym pokoiku.
Dina cisnęła paczkę papierów na łóżko. Była okropnie wzburzona.
— Więc taka była Flora Sanford! Kazała owej Vivienne spełniać nikczemną robotę,
nadstawiać karku, zapłaciła jej za to ogółem... — tu Dina przerzuciła listy sprawdzając
120
rachunek — ...sto dziesięć dolarów, dodała obietnicę protekcji w Hollywood, z pewno-
ścią zresztą kłamliwą, a potem, kiedy już dzięki tej nieboraczce dowiedziała się wszyst-
kiego, co jej było potrzeba, nie raczyła nawet odpowiadać na listy!
— Opanuj się, Dina! — uspokajała ją April. — Zbudzisz mamusię.
— Nie mogę! — odparła Dina. — Jak pomyślę o tej Vivienne, o panu Holbrook,
o panu Desgranges, wszystko się we mnie gotuje!
— Uspokój się — rzekła April — mamy jeszcze sporo papierów do przejrzenia.
Dina raz jeszcze parsknęła gniewnie i wreszcie ucichła.
April wybrała następną paczkę dokumentów do zbadania. Na wierzchu przypięta
była fotografia formatu 8 na 10, błyszcząca odbitka zdjęcia, zrobionego prawdopodob-
nie przy magnezji i niespodzianie dla fotografowanych osób. Do fotografii przyczepio-
no kilka wycinków z prasy. April przyjrzała się i oddała zdjęcie Dinie mówiąc:
— Patrz!
— Pan Sanford! — szepnęła zdumiona Dina.
— I czarująca dziewczyna — dodała April.
Fotografia przedstawiała uliczkę na tyłach teatru, przed wyjściem dla aktorów. Wal-
lie Sanford był w smokingu, piękna dziewczyna w wieczorowej jasnej sukni i narzuco-
nym na nią futrze. Miała długie ciemne loki i śliczną młodziutką twarz. Oboje wygląda-
liby jak młoda wytworna para spiesząca na jakąś wieczorną zabawę, gdyby nie przera-
żony, zaskoczony wyraz twarzy.
Dina przeczytała wycinek z gazety.
CZY TAJEMNICZY PAN SANDERSON
BYŁ WSPÓLNIKIEM GANGSTERÓW, KTÓRZY
PORWALI BETTY LEMOE?
pyta Marian Ward
Przed dwoma dniami piękna Betty LeMoe zeszła ze sceny, na której zbierała huczne
oklaski. Wywoływana przed kurtynę, wróciła raz jeszcze podziękować za brawa rozentu-
zjazmowanej publiczności. Potem udała się do garderoby, aby się przebrać i w całym blasku
urody spotkać młodego wielbiciela, oczekującego na nią u wyjścia na tyłach teatru.
Garderobiana stwierdza, że Betty LeMoe stroiła się i malowała szczególnie starannie
i była w jak najlepszym humorze. Wychodząc z teatru nuciła wesoło, a wielbiciel powitał
ją czule tuż za progiem. Szczęśliwa para szła wąską uliczką, gdy nagle jakiś samochód za-
trzymał się tuż przy nich na skraju chodnika. Na oczach tłumnie wychodzącej z teatru pu-
bliczności, uzbrojony mężczyzna zmusił Betty LeMoe, by wsiadła do wozu. Towarzyszący
jej młodzieniec zniknął w tłumie.
121
Rozmawiałam dzisiaj z garderobianą, która pomagała artystce przy przebieraniu się po
spektaklu, oraz z odźwiernym, który przy drzwiach teatru pożegnał ją, kto wie, czy nie na
zawsze. Oboje wymieniają nazwisko niejakiego „pana Sandersona”. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates