[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zaraz sąsiadka poznała po tych słowach, że to jest Krasnoludek.
Nie ma co mówi tylko Boga na pomoc wezwać, tęgą wić brzozową wyciąć, tego
odmieńca na leśne jabłko zbić i na śmietnisko cisnąć. Jak będzie na śmietnisku wrzeszczał, to
Krasnoludki dziecko prawe odniosą, a tego nietwora zabiorą sobie.
Trafiło to babie do serca. Jakże nie skoczy do brzeziny, jak nie wyłamie jedną witkę, jak
nie wpadnie do izby, jak nie chwyci podrzutka, jak go nie zacznie bić.
Za moje jadło... za mego Jaśka... za moją szkodę... masz... masz... masz!
Krzyczy ów, aż go w niebie słychać, a baba nie ustaje, tylko ćwiczy. A mieszkała w
trzeciej chacie Kukulina, wdowa, z małą córuchną Marysią.
Trzeba, że na tę chwilę wzięła owa wdowa dziewuszkę swoją na ręce i szła pleć na
dworskie pole.
Słyszy wrzask nieludzki u sąsiadki, więc stanęła i myśli:
Juści nie co, tylko biją kogoś. Trzeba iść bronić .
A tuż i jej dziecina, co jeszcze mówić nie umiała, kwilić zaczęła z żalu, że się komuś
krzywda i ból taki dzieje.
Spojrzała Kukulina ku drodze, spojrzała ku słońcu, że już podbiegło w górę, żal jej było
czas tracić, jako że robotna była bardzo, ale przecież litość przemogła. Idzie tedy do sąsiadki,
a tu drzwi zamknięte.
Sąsiadko! woła. A któż to tam tak krzyczy?
A baba:
Nie wasza w tym rzecz! Idzcie swoją drogą!
Więc Kukulina:
24
Sąsiadko! woła znowu. Jużci ani chybi, tylko swojego Jaśka bijecie. Folgujcież mu,
boć to małe jeszcze.
A baba:
Taki on mój, odmieniec, jak i ten zły wiatr, co po polu lata!
Choćby i nie wasz był, folgujcie, bo ciężko tego krzyku słuchać!
A już i Marysia coraz rzewniej płakać zaczyna.
Więc baba w złości:
Widzicie ją, jaka miłosierna!... Jaką się to opiekunką obrała! Ruszaj, skądeś przyszła, a
do cudzych drzwi nosa nie wtykaj, bo ci przytną razem i z tą piszczką twoją!
Przykro było Kukulinie taką odprawę wziąć; ale że w chałupie ucichło, więc myśli:
Niech tam, udobrucha się ona. Mało ci człowiek w złości powie, a tego mu pamiętać nie
trza. Dobrze, że już cicho .
I poszła.
Ale i Krasnoludki usłyszały krzyk Podziomka swego, więc mówią:
yle! Nie ma co, trza iść na ratunek.
Nie minął pacierz, a tu w chałupie dziwo! Wysuwają się spod pieca malusieńkie
człowieczki w żółtych i w zielonych opończach, czerwoną czapeczkę trzyma każdy w ręku,
nisko się babie kłania i prosi, żeby tego ich towarzysza puściła wolno, a oni jej talarów w
zapaskę nasypią, ile tylko strzyma.
Już babie serce zmiękło, kiedy o talarach posłyszała, aleć sąsiadka krzyknie jej nad uchem:
Nie puszczaj go z dobrej woli, kumo, jeśli w Boga wierzysz, bo ci twego chłopaka nie
oddadzą, a talary to prawie próchno, i tyle!
Więc baba:
Fora ze dwora! Chłopaka mego oddajcie, a waszych talarów nie chcę! Umykaj, jeden z
drugim, bo się całej kompanii dostanie!
Stuliły uszy Krasnoludki. Jeden za drugim myk! pod piec.
A baba Podziomka za kark i na śmietnisko.
Wrzasnął Podziomek jak kociak, kiedy go z ręki kto na ziemię puści nie tyle z bólu, ile
ze strachu, bo nie wiedział, co z nim tutaj będzie.
Aż się tu na ona chwilę obejrzy Kukulina ku chacie. Patrzy, leży ów nieborak na śmieciach
i płacze. Więc się zaraz do niego wróciła, oczy mu z łez otarła, mile do niego zagadała,
chleba mu kawałek ze swego śniadania ułamała, w rękę mu wetknęła, przygarść trawki
zielonej urwała, sucho mu, czysto podesłała, a widząc, że słońce w górę szło, wyszukała nad
rowem wielki liść łopianu i jakby namiotkiem od skwaru go zakryła.
Spojrzał wdzięcznie na wdowę Podziomek, a widząc, iż Marychna klaszcze w rączyny z
uciechy, że on tak sobie schludnie na tej trawce i pod tym liściem leży, uśmiechnął się do niej
mile, uczuł wielką słodycz w sercu, wielką rzewność i wielką wdzięczność razem.
Daj Bóg odpłacić! szepnął sam do siebie, gdy Kukulina z dzieckiem na ręku odeszła.
Rada była wziąć go ze sobą, ale nie śmiała... Toć on matkę ma, a matka, wiadome rzeczy,
choć i skarci, i rózgą przetrzepie, zaś znów utuli i w ramiona wezmie...
Tak myślała Kukulina nie wiedząc, że Krasnoludki dziecko babie zamieniły i że to nie jej
własne, tylko podrzucone.
Tak przeszedł dzień. Wieczorem wyszła baba patrzeć, co się stało, a tu Podziomka ani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates