Langan Ruth Korsarska rapsodia 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ster. Sama z siostrami zeszła pod pokład.
Riordan przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ nadpÅ‚ywajÄ…cemu statkowi przez lor­
netkÄ™. Statek nie odbiegaÅ‚ wielkoÅ›ciÄ… od  Zewu Morza" i do­
równywał mu elegancją. Odetchnął z ulgą. To nie byli piraci,
ale mały wycieczkowy stateczek oznakowany angielską flagą.
Zanim obydwa żaglowce zbliżyły się do siebie na odległość
głosu, siostry Lambert pojawiły się na pokładzie. Zdążyły już
włożyć wytworne suknie i ozdobić głowy strojnymi czepeczka-
mi. Ambrozja ubrała się na biało, Bethany miała suknię zieloną
a Darcy różową.
Pani Coffey poÅ›piesznie zaczęła przygotowywać lunch. Na­
leżaÅ‚o udawać, że zwyczajem wielu rodzin w tej okolicy, Lam­
bertowie urzÄ…dzili piknik na statku. Winifred Mellon, ubrana
w białą suknię z plisowanym dołem, spacerowała po pokładzie,
chroniąc się przed słońcem pod białą parasolką.
Siostry pomogły dziadkowi włożyć surdut, po czym zasiadły
wokół niego wzorem przykładnych młodych dam.
Riordan pilnowaÅ‚ steru, a Newton w tym czasie kazaÅ‚ opu­
ścić żagle. Obydwa statki zmniejszyły szybkość.
Na pokÅ‚adzie drugiego żaglowca, przy barierce, stali męż­
czyzna i kobieta. Kobieta przytknęła do ust zwinięte w trąbkę
dłonie.
- Ambrozjo, Bethany! Czy to wy?
Ambrozja jęknęła. Poznała ten wysoki, piskliwy głos.
- Wielkie nieba, to najwiÄ™ksza plotkara w Land's End - Ed­
wina Cannon.
- Co za niespodzianka!-wykrzyknęła Edwina. - Jeżeli po­
zwolicie, to przejdziemy na wasz pokład z mamą i Silasem.
Ambrozja zmusiła się do uśmiechu.
- Newtonie, pomóż paniom dostać się do nas. - Na boku zaś
zauważyła półgłosem: - Mam nadzieję, że powpadają do
morza.
- Cicho, Ambrozjo - odezwała się z oburzeniem panna
Mellon. - Nie przystoi damie mówić w ten sposób.
- Tak, Winnie, ale jak widzisz, twoje wytworne damy oka­
zały się zupełnie inne, niż myślałaś.
- To prawda. Zupełnie inaczej was sobie wyobrażałam. -
Starsza pani krytycznym okiem spojrzała na wychowanice
i oceniła ich wygląd. Stwierdziła z ulgą, że ubrały się w suknie
stosowne do okazji.
Newton wgramolił się na burtę i złączył liną obydwa statki,
by nie oddaliły się od siebie. Następnie podał rękę Edwinie i po-
mógł jej przejść przez barierkę. Pózniej tak samo postąpił z jej
matkÄ….
Silas poszedł za ich przykładem; zwinnie przeskoczył poręcz
i wylądował na pokładzie  Zewu Morza". Rozejrzał się bacznie
dookoła i zauważył:
- Odpłynęliście dość daleko od domu, panno Lambert.
Ambrozja położyła rękę na ramieniu Geoffreya i odparła ze
spokojem:
- Dziadek tÄ™skni za morzem. Ilekroć to jest możliwe, stara­
my się go zabierać na wycieczki. Zwłaszcza gdy jest taka piękna
pogoda jak dziÅ›.
- To prawda. Dzień jest rzeczywiście prześliczny. - Silas
odwrócił się do Riordana, stojącego przy sterze.
- A co pan tutaj porabia? SÅ‚yszaÅ‚em, że zostaÅ‚ pan kapita­
nem  Nieustraszonego".
- Słyszał pan?
- Tak. Powiedziano mi, że statek przybił wczoraj do portu,
ale niedługo w nim zabawił. Po kilku godzinach odpłynął
w niewiadomym kierunku. MyÅ›laÅ‚em, że znajduje siÄ™ pan na je­
go pokładzie.
- Jak widać, zostaÅ‚ pan mylnie poinformowany - odpowie­
dziaÅ‚ Riordan z przylepionym do twarzy uÅ›miechem. - Widocz­
nie ma pan złych informatorów.
Silas ostentacyjnie wzruszył ramionami.
- Marynarze lubią sobie pogadać, zwłaszcza gdy zbiorą się
w tawernie nad kuflem piwa.
- Racja. - Zamiast tłumaczyć się przed Silasem, Riordan
postanowił zmienić taktykę i sam zacząć pytać.
- A co pan robi na tych wodach?
Edwina położyła rękę na ramieniu narzeczonego zaborczym
gestem.
- Lord Fenwick zabiera mnie i mamÄ™ do Londynu. -
Z uśmiechem zajrzała mu w oczy. - Mama z początku nie
chciaÅ‚a sÅ‚yszeć o podróży, uważajÄ…c, że morze jest bardzo nie­
bezpiecznie. Kiedy jednak Silas zapewniÅ‚ jÄ…, że nic nam nie gro­
zi, bo jego nikt nie odważy siÄ™ zaczepić, zgodziÅ‚a siÄ™, tym bar­
dziej że Silas obiecaÅ‚ nam audiencjÄ™ u króla. BÄ…dz co bÄ…dz nie­
wielu mieszkańców Kornwalii może dostąpić takiego zaszczytu
jak wizyta na dworze króla Karola.
- Czy mowa o śpiewaniu? - Geoffrey Lambert pochylił się,
przykÅ‚adajÄ…c do ucha dÅ‚oÅ„ zwiniÄ™tÄ… w trÄ…bkÄ™. - To Å›wietny po­
mysł, panienko. Zaśpiewaj nam coś.
- Mówimy o królu. Chcę zobaczyć króla.
- PierÅ›cionek? - Starszy pan pochwyciÅ‚ jÄ… za rÄ™kÄ™ i zmarsz­
czył brwi, oglądając jej palce. - Nie widzę żadnego pierścionka.
Wyrwała dłoń i odwróciła się do matki, wznosząc oczy do
góry. Obydwie odeszły z minami, które wyraznie świadczyły
o tym, iż uważają, że stary kapitan jest niespełna rozumu.
Lambert senior uśmiechnął się i przymknął oczy.
Edwina zwróciła się do Ambrozji i jej sióstr.
- Jaka szkoda, że nie możecie popłynąć z nami do Londynu.
Silas jest w stolicy ważną osobistością. Mówi, że często widuje
króla. PrzyznaÅ‚ siÄ™ nam nawet, iż spodziewa siÄ™ otrzymać wkrót­
ce stanowisko w radzie królewskiej. - Westchnęła. - No do­
brze. Opowiem wam o tym, kiedy siÄ™ zobaczymy nastÄ™pnym ra­
zem.
- Nie wÄ…tpiÄ™, że o tym nie zapomnisz. - Ambrozja napeÅ‚­
niała filiżanki. - Herbaty? Edwino? Pani Cannon?
Obydwie kobiety wzięły filiżanki do rąk. Poczęstowały się
też biskwitami posmarowanymi owocową konfiturą.
- Herbaty? Lordzie Fenwick? A może woli pan piwo?
- PoproszÄ™ piwo. - WziÄ…Å‚ kufel, celowo przy tej okazji przy­
trzymując palce Ambrozji. Wzdrygnęła się ze wstrętem. Silas
uśmiechnął się z zadowoleniem. A więc ta rzekomo nieustra-
szona Ambrozja Lambert wcale nie jest taka, za jakÄ… uchodzi.
Są pewne rzeczy, które ją drażnią. Dobrze o tym wiedzieć. Silas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coÅ› siÄ™ w niej zmieniÅ‚o, zmieniÅ‚o i zmieniaÅ‚o nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates