[ Pobierz całość w formacie PDF ]
waszego kapitana zaspokoiła pragnienie Ba Al a. Mu jest teraz ziarnkiem prochu na rąbku
naszego płaszcza, które strząśniemy, by porwał je wiatr. Dobrze wam zrobi, gdy to
zobaczycie&
Jeden z pojmanych odrzucił do tyłu głowę, próbując odgarnąć z twarzy zmierzwione
włosy.
- Czcicielu diabła; Mu - nasza ojczyzna będzie istnieć wiecznie! Zawsze otacza nas
swym ramieniem. Jeśli jej życzeniem jest, byśmy umarli dla dobra innych, to umrzemy. Ty
pomiocie z otchłani Mroku. Czy wierzysz, że któryś z synów Mu służyłby pod twoim
nikczemnym dowództwem?
Posejdon zaśmiał się okrutnie. - Więc - jego głos był teraz przyciszony i odległy tak,
że Ray z trudem odróżniał poszczególne słowa - nadal odzywacie się uparcie i z arogancją na
ustach, prowokując swym językiem. Nie, nie zabiję już ani jednego więcej. Zatrzymam was,
żebyście mogli poparzyć swe stopy, gdy zmuszę was, byście biegali po rozżarzonych
zgliszczach tego, czym kiedyś było Mu.
Ojczyzna nie upadnie tak łatwo, przynajmniej dopóty, dopóki choć jeden z naszego
plemienia oddycha. Jeśli sądziłeś, że tak będzie, to jesteś wielkim głupcem! - zabrzmiała
natychmiastowa odpowiedz jeńca.
Teraz grube, opływające tłuszczem policzki Posejdona pociemniały, wydawały się
nabrzmiewać ze złości. - Do lochów z nimi& do lochów!
Kierująca Ray em siła wezwała go ponownie, gdy przyglądał się jak wywlekają
jeńców z komnaty. Tym razem znalazł się w sklepie kupieckim, takim jak ten, który
odwiedził na jarmarku w muriańskim mieście.
- Już niedługo nie będziemy musieli ustępować miejsca kupcom z Mu - z satysfakcją
w głosie rzekł mężczyzna, po czym uniósł do ust puchar, napił się i delikatnie dotknął warg
rąbkiem płótna.
- Wielka Ojczyzna posiada wielką siłę& - nuta zwątpienia zabrzmiała w odpowiedzi
jednego z współrozmówców.
- Phi! - kupiec napił się ponownie i z uznaniem oblizał wargi. - Czyż kapłani Ba Al a
nie posiadają również wiedzy?
Następnie Ray został przeniesiony do górnej sali jakiejś wieży, bądz wysokiego
budynku, gdyż z pobliskiego okna widać było mgliste światła znajdujące się gdzieś poniżej w
oddali. Po raz pierwszy od momentu, gdy przekroczył wrota czasu, otoczony był
przedmiotami wykazującymi pewne pokrewieństwo z rzeczami z jego własnej epoki.
Dziwaczne rurki, probówki oraz wiele innych, które w sumie składały się na jakieś
laboratorium. Przy stole w narożniku siedziało dwóch odzianych na czerwono Atlantów.
- Musimy mieć jakiegoś człowieka, którym można by znów go nakarmić - rzekł jeden
z nich. I ponownie, choć Ray stał blisko tej pary, ich głosy były przytłumione i odległe.
- Jeden czeka w kolejce - muriański więzień. Niech pozna objęcie Miłującego, jak w
przyszłości cały jego ród. Przebiegła twarz kapłana zapłonęła pragnieniem, które było jak
głód, a diabelski obłok nad jego głową stał się bardzo ciemny.
Jego towarzysz natomiast spuścił oczy i przyglądał się swym dłoniom leżącym na
stole. Na ciemnej twarzy najwyrazniej pojawiło się zwątpienie.
- Czy otwieramy bramy, których pózniej nie będziemy w stanie zamknąć? Czasami
boję się, że posuwamy się za daleko i zbyt szybko&
- Czyż Cień nie powstanie, by ochronić swoich wyznawców? Dzień Płomienia chyli
się ku zachodowi.
Ray nie pamiętał, jakie zło czynili dalej. Jeśli nawet Naacal owie widzieli to jego
oczami, to zostało to dla dobra Ray a wymazane z jego umysłu, nim ponownie stanął przed
ciemną kurtyną. Jeszcze raz przeszedł przez katusze płomieni, gdy pięściami odgarniał poły
materiału. W końcu bardzo osłabiony, otworzył oczy na komnatę wieży w Mu, z jej nie
przepuszczającymi światła otworami w ścianach, niczym ogromne ślepe oczy.
Stał przed nim Re Mu, ale uprzedni spokój zniknął z jego twarzy. A Naacal owie
wyglądali, jakby ujrzeli Sąd Ostateczny, przed którym nic ich nie uchroni. Ray był bardzo
zmęczony, jakby ciężko chory.
Więc to tym się zajmują - otwierają wrota, których żaden człowiek nie powinien
dotykać& - rzekł Re Mu prawie szeptem. - Czyż nie wiedzą, że to, co przywołali, w końcu
zawsze obraca się przeciw swym niedoszłym panom? Można to przywołać, lecz odesłać z
powrotem to całkiem inna sprawa. Pokój niech będzie tym, których wysłali do Słońca. A
wobec ciebie - przemówił do Ray a, wyciągając ręce, by dokładnie okryć szatą jego ramiona -
mamy dług, którego nie sposób zmierzyć, gdyż gdybyśmy nie wiedzieli co oni robią, byłoby
to dla nas zgubą.
- Co się stało w laboratorium?
- Ciesz się, że nie pamiętasz. Musimy iść, żeby przygotować naszą odpowiedz, lecz
musimy z tym poczekać do czasu, gdy ułożymy się w spokoju w naszych niszach. Oni
popełnili grzech, za który nie ma rozgrzeszenia, a odpowiednia zapłata zostanie
wyegzekwowana. U Cha! Przynieś wodę życia.
Starszy Naacal podał Władcy czarkę z połyskującym płynem. Położywszy ręce na
ramionach Ray a, muriański władca podtrzymywał go, dopóki nie wypił całej zawartości. Ray
czuł, że za każdym łykiem wstępuje w niego nowe życie i energia.
- Musisz odpocząć, a oni będą czuwać, byś nie miał żadnych snów. Pózniej wyślemy
cię do domu&
Sen cisnął się już Ray owi na powieki. Był ledwo świadom faktu, że Naacalowie
przynieśli matę, którą wyścielili podłogę; że Re Mu własnymi rękami pomagał im ułożyć na
niej Amerykanina. Jednak pomimo pragnienia snu, przeszły go dreszcze, gdy wspomnienia
tego co widział, lub myślał że widział na Atlantydzie, powróciły nieproszone. Wtedy jakaś
ręka dotknęła jego ciała, padły jakieś słowa w języku, którego nie rozumiał i wspomnienia
zniknęły. Pozostał tylko sen.
Gdy się obudził, dookoła niego jarzyło się delikatne światło, w którym skąpany był on
i cała komnata. Pochodziło z tych owali, które nie były oknami& Ktoś się poruszył, Ray
odwrócił głowę. Nawet ten drobny ruch wymagał ogromnej ilości silnej woli i determinacji.
Lady Aiee uśmiechnęła się do niego.
- Opowiedzieli mi o tym, co uczyniłeś i przyszłam zaopiekować się tobą, jako członek
twego dworu.
Oczy Ray a zamknęły się, mimo że tego nie chciał. Członek twojego dworu. - Cóż
wspólnego miał jakiś muriański dwór z nim? To nie był jego świat ani jego czas, był tu
obcy&
Drzewa wysokie jak wieże Mu, wyrastające z ziemi. Pomiędzy nimi falujące ciernie,
które tworzyły oszałamiający labirynt. Gdzieś pomiędzy nimi& dalej& dalej& musi iść&
dalej&
- Ray! Ray!
Wołanie było tak ciche, jak głosy z alianckich snów, lecz było tak rozkazujące, tak
władcze, że musiał usłuchać& usłuchać i przestać biec pomiędzy tymi drzewami ku
nieznanemu celowi.
- Ray!
Ktoś trzymał jego ręce. Próbował uwolnić się z tego uścisku, lecz nie mógł.
- Wracaj!
Tym razem wołanie było głośne jak huk pioruna zwiastującego burzę; miało w sobie
taką siłę, że stchórzył, obawiając się nadejścia kolejnego grzmotu.
- Wracaj! - polecenie dotarło do niego ponownie; nie było mowy o stawianiu oporu.
Ray otworzył oczy. Obok niego klęczała Lady Aiee. To właśnie ona trzymała go za
ręce. Za nią stał starszy Naacal z palcami na jej ramionach. Sprawiali wrażenie, jakby byli tak
połączeni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates