[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zdumiony, pokręcił głową. Dudniło mu pod czaszką. Skrzywił się i położył głowę na oparciu.
Patrzył na obecnych spod przymrużonych powiek. Ciekawe, czy zauważyli jego brak koncentracji?
Omawiali poważne kłopoty firmy, a prezes był zajęty własnymi sprawami.
Kiepski był z niego prezes. Może już dawno powinien oddać fotel bratu.
Był wściekły na Kate. Nie rozumiał, jak mogła tyle lat ukrywać taką tajemnicę! Jak śmiała? Nie
wątpił, że tym razem nie kłamała. Prawda była dla niego szokiem. Cały czas czuł się, jakby ktoś
walnął go pięścią prosto w splot słoneczny.
- Nie wiem, czego pan jeszcze chce. - Phillip kłócił się z detektywem Marshem. - Już mówiłem,
że nie mam nic wspólnego ani z wypadkiem w pasażu, ani z wybuchem w hotelu. Jake, na litość
boską, obudz się i powiedz swojemu przyjacielowi, żeby odczepił się ode mnie!
- Nie śpię. - Jake był spięty. Wałkowali ten sam temat przez całe popołudnie. Robiło się pózno i z
ulicy dochodził coraz większy szum samochodów - godzina szczytu. Phillip otworzył okno. Mimo
klimatyzacji pocił się. Do wnętrza wdarł się tylko jeszcze większy upał, hałas i tumany kurzu.
- Hefner oskarża pana. - Po raz kolejny powiedział Marsh.
Jego cierpliwość była na wyczerpaniu, ale jeszcze panował nad sobą. Jake przypuszczał, że Marsh całe życie
spędził na przesłuchiwaniu przestępców i Phillip Talbot nie miał najmniejszych szans w starciu z nim. Marsh
był prawdziwym profesjonalistą.
- Nie było mnie tam - wycedził Phillip przez zęby. Popatrzył na Jake a, domagając się wsparcia.
Jake miał to wszystko gdzieś. Phillip przywlókł go siłą do biura i atakował z każdej strony, raz
strasząc, raz błagając o pomoc. Jake dobrze go rozumiał, lepiej niż Phillip myślał. Nie wiedział
jeszcze, co powinien zrobić, i gdyby tylko mógł wymazać z pamięci wyraz zapłakanych oczu Kate,
byłoby mu o niebo łatwiej. Gdyby zdołał zapomnieć o jej drżących, różowych, miękkich i
bezbronnych wargach, o zgrabnych nogach założonych jedna na drugą i o delikatnej gładkiej
skórze.
- Phillip był z kobietą, kiedy miał miejsce ten pierwszy wypadek -odezwał się wreszcie. - Nie
może podać jej nazwiska, bo ona jest mężatką.
Detektyw Marsh popatrzył ostro na Phillipa i jego zaciśnięte usta. Jake nie potrafił ocenić, czy
jego brat był zły dlatego, że w końcu prawda wyszła na jaw.
- Czy ona to potwierdzi? - spytał policjant.
- Nie chcę jej w to wciągać.
- Jakie to ma znaczenie? - Jake rozłożył ręce. - Przecież Nate Hefner to zrobił. Phillipa tam nie
było.
- Hefner twierdzi, że zrobił to na pańskie polecenie - powiedział Marsh do Phillipa.
- A jaki ja miałbym w tym interes? - odparł Phillip.
Omawiali tę sprawę po raz kolejny i Jake skrzywił się niezadowolony.
- Słowo Hefnera przeciwko mojemu - dodał Phillip. - Nie było mnie tam. Nie mam zwyczaju
niszczyć czyjejś własności, szczególnie rodzinnej. Nate pracował w West Bank. Wściekł się, kiedy
wyleciał od nas. Ma nie po kolei w głowie, ale to nie moja wina.
Cały dzień Phillip powtarzał te same argumenty i nic już nie było do dodania. W końcu detektyw
Marsh rzucił okiem na Jake a i skinął głową.
- Będziemy w kontakcie - pożegnał się, a Jake i Phillip zostali sami.
- Byłeś bardzo pomocny! - warknął Phillip.
- Namówiłeś Hefnera? - spytał Jake, patrząc bratu prosto w oczy. Do tej pory trzymał podejrzenia
dla siebie, ale miał już wszystkiego dość. - Nie znosisz mnie za to, że jestem prezesem firmy.
Chcesz wkraść się w łaski ojca i dokopać mi.
- O czym ty mówisz? - wykrztusił zaskoczony Phillip.
- Dajmy sobie spokój. Nie mogę ci niczego udowodnić. Nawet nie wiem, czy mi się chce. Nate
Hefner uznał, że będziesz przymykał oko na jego numery. Rozmawiałem dziś z Rayem Driscollem,
kiedy ty byłeś u Marsha. Pamiętasz Raya? - Jake nie czekał na odpowiedz. - Pracował z Natem i
widział, jak bardzo się przyjazniliście.
- Ray! To wszystko przez niego!
- Chciałeś go wylać, kiedy zamierzał poskarżyć się na ciebie i Nate a i na wasze popijanie w
pracy. Szef Raya przyszedł do mnie w tej sprawie, ale ja nie chciałem, żeby Ray pozwał mnie do
sądu i nie zgodziłem się go zwolnić. Kilka miesięcy pózniej - wielkie bum! Wywaliłeś Nate a, bo
wiedział o tobie zbyt dużo.
Phillip poczerwieniał na twarzy i nie był w stanie wykrztusić ani słowa.
- Ale oczywiście zatuszowałeś wszystko. No i teraz masz. Mamy szczęście, że nikt nie został
ranny.
- Czy ty uważasz, że to moja wina?
- Nie mówię, że jesteś odpowiedzialny za sabotaż w pasażu, ale założę się o każde pieniądze, że
Nate Hefner zrobił to, żeby zemścić się na nas obu. Więc czego jeszcze chcesz?
- Bardzo się mylisz - mruknął Phillip i przysunął sobie krzesło. Usiadł ciężko.
- Chcesz tereny na lotnisku? Dlatego powiedziałeś żonie Torrance a o wszystkim. Chciałeś
rozwalić kontrakt z Diamond Corporation i po to wdałeś się w ten romans? Wygadałeś się tej babie
w łóżku, po tym jak ją przeleciałeś?
- Chcę odebrać swój udział - jasno oznajmił Phillip. - Co, podasz mnie do sądu?
- Wiesz co? Ojciec wie, że chcesz część firmy. Jeżeli on się zgodzi, ziemia na lotnisku będzie twoja i rób z
nią, co chcesz.
Phillip otworzył szeroko usta.
- Ale na razie oświadczam ci, że jeśli się dowiem, że namówiłeś Nate a do tej draki, idę do starego
i będziesz musiał uciekać z naszego stanu, bo jeśli on cię nie pozwie, ja to zrobię.
Phillip Talbot po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powiedzieć. Oczy nabiegły mu krwią, a
cała pewność siebie i zaczepność gdzieś zniknęły. Gdyby Jake mógł uwierzyć, że Phillip żałował
tego, co zrobił. Ale nie obchodziło go to. Miał już szczerze dość widoku brata. Miał dość
wszystkiego.
Ktoś delikatnie zastukał do drzwi. Pam wetknęła głowę do środka.
- Detektyw Marsh jest jeszcze tutaj.
- Tak? - skrzywił się Jake.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates