[ Pobierz całość w formacie PDF ]
może uznała mnie już za swojego narzeczonego? Walczyłem z tymi myślami, czując ciepło i
boski zapach Pluvii. Przysunęła swoją twarz do mojej.
- Mam ważne spotkanie - powiedziała, całując mnie w usta. - Poczekasz tu na mnie?
- Tu? - zdziwiłem się, wskazując pokój.
- Tu - odpowiedziała poważnie.
Skinąłem głową, że będę czekał.
- Zrobić ci drinka? - zapytała troskliwym tonem.
- Chętnie.
Z szafki przy łóżku wyjęła butelkę z whisky.
- Lodówkę mam w łazience - wyjaśniła.
Wróciła po kilkunastu sekundach. W niskich szklankach oprócz płynu o herbacianej
barwie pływały kostki lodu. Tuż przy krawędzi zauważyłem jakiś maleńki biały okruszek.
Posmakowałem i wyczułem, że Pluvia dodała do alkoholu środek nasenny. Takie połączenie
było piorunujące i gdybym wypił podaną porcję, miałaby spokój na kilka godzin. Stanąłem ze
szklanką przy otwartym oknie. Gdy Pluvia za moimi plecami przebierała się ja dyskretnie
wylałem zawartość szklanki na spadzisty dach pod parapetem. Whisky rozlała się szerokim
strumieniem po jesiennych liściach leżących na dachówkach. Ostatnie krople zostawiłem, by
zmoczyć usta i zatrzymać na nich zapach alkoholu.
Zastanawiało mnie, czemu Plucia chce mnie uśpić? Czyżby była współpracownikiem
Noira?
Usiadłem w fotelu z pilotem telewizora w dłoni i beznamiętnie patrzyłem na ekran.
Pluvia wychodząc nachyliła się nade mną i jeszcze raz pocałowała mnie w usta. Tak
naprawdę sprawdzała, czy wypiłem drinka.
- Zgaszę światło - zaproponowała wychodząc.
Migotanie ekranu telewizora w ciemnym pomieszczeniu jest jedną z najłatwiej
usypiających rzeczy na świecie.
- Pa! - rzuciłem uśmiechając się.
Wyszła i jeszcze przez chwilę słyszałem jej kroki na korytarzu. Ostrożnie ruszyłem jej
tropem. Wyjrzałem z okna w holu na piętrze, skąd widać było parking. Pluvia wsiadła do
forda i z piskiem opon wyjechała na szosę. Wróciłem do pokoju, gdzie zostawiłem
marynarkę.
Teraz wybiegłem stromymi schodami, którymi można było zejść wprost do jadalni i
na zewnątrz. Skierowałem swe kroki do garażu w blaszanym baraku. Klucz miałem od pana
Jerzego. Stał tam stylizowany na legendarnego harleya-davidsona motocykl toyota. Z półki
zdjąłem kask i skórzane rękawice, a z wieszaka kurtkę. Wyjeżdżając zatrzymałem się przy
swojej stróżówce. U siebie zmieniłem spodnie i buty. Do plecaka spakowałem parę rzeczy.
Eleganckie ubranie zaniosłem do pokoju Pluvii. Bak był pełen, więc spokojny o to, że dojadę
do Pisza, ruszyłem. Najpierw skręciłem w prawo, potem przed magazynami gazu w lewo na
wieś Koczek, gdzie kiedyś zamieszkiwał znany reżyser Krzysztof Kieślowski. Asfalt wkrótce
zastąpiła szutrówka. Było pózno, ciemno, letników nie było, a maszyna, którą jechałem, była
doskonała. Dodałem gazu, a reflektor rozcinał mrok sprawiając, że czułem się wspaniale.
Serce pracowało spokojnie, systematycznie zwiększając stężenie adrenaliny. Wiedziałem, że
tej nocy mógłbym przenosić góry. Trzymając się oznakowania niebieskiego szlaku
dojechałem do Zgonu. Stałem w przydrożnych krzakach, zgasiłem światła i czekałem.
Niedługo, bo za chwilę zza zakrętu wyjechało auto Pluvii.
Zerknąłem na zegarek. Do spotkania miała jeszcze godzinę, a jadąc z taką prędkością
mogła być w Piszu pół godziny przed czasem. Kopnąłem rozrusznik i pognałem za PIuvią. Na
prostej przed Rucianem wyprzedziłem ją i, nie oglądając się, dodałem jeszcze gazu. W
miasteczku zwolniłem, ale za miastem na prostej prowadzącej wzdłuż torów wycisnąłem z
maszyny ile się dało. Na rynku w Piszu skręciłem za ratusz i przejechałem przez kładkę nad
Pisana drugą stronę, do parku. Usiadłem na ławeczce w cieniu drzew i czekałem. Widziałem
stąd hotelowy parking i okna pokojów, w większości ciemne. Albo po sezonie nie było tylu
klientów, albo wszyscy zeszli na kolację.
Przez lornetkę z noktowizorem przyjrzałem się budynkowi. Bliżej szosy do Ełku hotel
miał czteropiętrową część mieszkalną. Przez nie zasłonięte okna widziałem nowoczesne
meble stylizowane na stare. Na lewo było niskie patio z restauracją i parking. Te dwie ostatnie
części znajdowały się na podwyższeniu wzmocnionym betonowymi filarami na samym
brzegu Pisy. Te filary tworzyły kolumnadę nad brzegiem. Wyjąłem telefon komórkowy i
zadzwoniłem pod numer hotelu podany na szyldzie, który widziałem przy wjezdzie na
parking. Recepcjonistkę poprosiłem o połączenie z pokojem Wilczka. Jego volvo
rozpoznałem z daleka.
- Dobry wieczór! - powiedziałem, gdy odebrał.
- Dobry wieczór, z kim mówię? - zapytał.
- Ja w sprawie tych pruskich błyskotek...
- Aaa... Znalezliście mnie?
- To nie takie trudne - oznajmiłem zimno. - Ma pan dostęp do komputera?
- Nie, ale mogę mieć.
- Niech pan zajrzy pod adres... - podyktowałem mu namiary na internetową stronę z
aukcjami. - Znajdzie pan tam interesujące obrazki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates