[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla niego promyk nadziei.
Wczesnym popołudniem pojechał z Annalise na miejsce, gdzie organizowano fe-
styn, czyli na działkę, na której miała zostać wybudowana szkoła. Przedstawiciele firmy
zapewniającej balony, sprzęt i namioty byli już na miejscu. Po upływie godziny zaczęli
pojawiać się pierwsi uczestnicy.
Annalise była w swoim żywiole, wydając na prawo i lewo polecenia organizato-
rom. Dzień był gorący jak na tę porę roku. Zdarzało się, że w Burton pierwszy śnieg spa-
dał w okolicach święta Halloween. Pogoda tu była nieprzewidywalna, bo jesienią noto-
wano tu również wyjątkowo upalne dni. Na szczęście jeden z nich zbiegł się z terminem
festynu.
W krótkiej przerwie, kiedy nie musiał niczego nosić ani przestawiać, Devlyn wy-
szedł na leśną polanę, gdzie poprzedniego dnia spędził pamiętne chwile z Gillian.
Na sam widok tego miejsca serce mu mocniej zabiło i poczuł fizyczne oznaki po-
żądania. Był mężczyzną o wybujałym temperamencie, nic go w tej kwestii nie było w
stanie zaskoczyć. Nie mógł jedynie pojąć, jak to możliwe, że obecnie emocje zdawały się
brać górę nad zaspokojeniem fizycznej potrzeby.
Nie mógł doczekać się obecności Gillian. Chciał zwyczajnie trzymać ją za rękę,
wspólnie jeść watę cukrową, wygrać dla niej na strzelnicy pluszową maskotkę.
Nie mogąc uwierzyć, co się z nim dzieje, zastanawiał się, czy przypadkiem Annali-
se nie miała trochę racji.
Otrząsnął się z tych niepokojących myśli i zawrócił, powtarzając sobie, że od Gil-
lian oczekuje wyłącznie świetnego seksu, nic więcej. Taki był zawsze.
Około szesnastej razem z siostrą pojechali na górę do rezydencji, żeby wziąć
prysznic i się przebrać. Mimo zmęczenia Annalise nie zamykała przez cały czas ust.
Uwielbiała tego typu wyzwania i kipiała energią.
Kiedy Devlyn uparł się, żeby samemu prowadzić samochód, jadąc na festyn, wszy-
scy członkowie rodziny powstrzymali się od komentarza. Jedynie Annalise rzuciła mu
znaczące spojrzenie, jakby bez słów chciała powiedzieć, że wie, co sobie zaplanował.
Kiedy dotarli na miejsce, gdzie jeszcze niedawno znajdowało się szczere pole, za-
stali już tam pierwszych gości. Z minuty na minutę przybywało coraz więcej ludzi, aż
zgromadził się tam ogromny tłum. Całe rodziny z niecierpliwością oczekiwały zaplano-
wanych na ten wieczór atrakcji.
Gillian udało mu się zobaczyć dopiero po jakichś trzydziestu minutach. Była głów-
ną bohaterką zabawy, która polegała na tym, że za drobną opłatą na szlachetny cel można
było skraść jej całusa. Długa kolejka oczekujących na tę okazję mężczyzn nie przypadła
mu zupełnie do gustu.
Bez słowa przeproszenia wysunął się do przodu, wrzucił do puszki dwadzieścia do-
larów. Ujął jej głowę w swoje ręce i przywarł ustami do jej warg. Trwało to tak długo, aż
początkowo wiwatujący tłum mężczyzn zaczął się niecierpliwić.
- Będę w pobliżu. Odszukaj mnie, jak skończysz - szepnął jej do ucha.
Odszedł podenerwowany. Nie mógł znieść myśli, że jakikolwiek mężczyzna jej do-
tyka, nawet jeśli była to tylko zabawa. Żaden z członków rodziny Wolffów nie mógł w
tłumie zgromadzonych długo pozostać incognito. Devlyna dotyczyło to w szczególności.
Co krok ktoś go zatrzymywał, żeby przywitać się i zamienić parę słów lub podziękować
za przyszłą szkołę.
Devlyn miał wrażenie, że obserwuje samego siebie z boku. Uśmiechał się, gawę-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates