[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziei, jakby jeden list mógł oznaczać nowe życie.
Kim spojrzała na nią ze współczuciem. Daphne tyle razy łudziła się, że coś się
zmieni, gdy Mary Williams niespodziewanie pojawiała się w jej życiu.
Kim poszła do kuchni i wróciła z butelką bacardi. Nalała trochę rumu do szklanki
Daphne.
- Myślę, że dobrze ci to zrobi - powiedziała.
Daphne podziękowała, ale odstawiła szklankę i otworzyła kopertę. Potem wyjęła z
niej dwustronicowy list napisany znajomym drobnym pismem matki. Matka zachwycała
się wycieczkami do muzeów i podróżami po angielskiej prowincji.
- Nie odzywała się przez dwa lata, a teraz opisuje swoje podróże, jakbyśmy wczo-
raj rozmawiały przez telefon? - Daphne potrząsnęła głową. - Nie wiem, dlaczego spo-
dziewałam się czegoś innego. Matka zawsze była taka.
Kim położyła rękę na jej ramieniu.
- Czy chcesz przeczytać teraz spokojnie ten list? Daphne skinęła głową. Przewróci-
ła kartkę. Na początku drugiej strony matka wreszcie napisała, o co chodzi.
Musisz tu przyjechać... Brad zle się czuje... Nie poradzę sobie bez Ciebie...
Nagle poczuła kamień w piersi. Matka napisała do niej tylko dlatego, że potrzebuje
jej pomocy. Wcale nie chciała być blisko Daphne.
R
L
T
- Matka jest przerażona, bo mój ojczym zachorował - powiedziała Daphne. - Chce,
żebym przyjechała jej pomóc.
- Ale w czym pomóc? Czy twój ojczym jest w szpitalu?
- Znasz moją matkę, Kim. Nie potrafi nic załatwić: porozmawiać z lekarzem, podać
leków, zrobić zakupów. Prawdę mówiąc, dziwię się, że jeszcze stamtąd nie uciekła.
- Tak jak wtedy, kiedy ty zachorowałaś - powiedziała cicho Kim.
- Tak. - Daphne westchnęła, odkładając list. - Obejrzyjmy jakiś film, żeby trochę
się rozerwać.
- Jasne - odparła Kim. Usiadła obok przyjaciółki na sofie i podała jej pilota. -
Wszystko inne może zaczekać.
Daphne nie mogła skupić się na oglądaniu filmów. Nie ciekawiły jej przygody ko-
chanków ani nowe wersje klasycznych romansów. Siedziała na sofie, spoglądając na mi-
gocący ekran telewizora i po raz nie wiadomo który w życiu starała się zdecydować, czy
powinna wybrać w życiu przyjemność, czy też obowiązek.
Carter siedział w fotelu, przyglądając się projektantom zajętym kolejnymi szkica-
mi. Nie mógł uwierzyć, że tak bardzo się zmienili. Daphne Williams dokonała cudu.
Była niezwykła. Od razu przypomniało mu się, jak się z nią całował. Chciała mu
się oprzeć, ale odwzajemniła jego pocałunek. Dziś rano wyznaczyła im zadanie, nad któ-
rym mieli pracować wspólnie. Musieli zaprojektować pole golfowe.
- Ty jesteś ekspertem od gry w golfa - powiedział Mike do Cartera, prosząc, by za-
jął miejsce Lenny'ego, który poszedł rano do lekarza. - Musisz być w naszym zespole.
Daphne wyznaczyła nagrodę za najciekawszy projekt do wybrania w lokalnym
sklepie sportowym. Mężczyzni podzielili się na dwa zespoły i zabrali z werwą do pracy.
Przez godzinę robili szkice, a potem wykonali wersję trójwymiarową z polimerów.
Kiedy Daphne wróciła i zdecydowała, że projekt Cartera i Mike'a jest najlepszy,
cała czwórka rozegrała partię golfa malutką piłeczką i patykiem od lodów, wybierając
ostatecznego zwycięzcę.
To była świetna rozrywka. Carter nie bawił się tak dobrze od lat. Na zakończenie
spotkania długo dziękował Daphne, a kiedy odprowadził ją do wyjścia i wrócił, patrzył z
satysfakcją, jak projektanci śmieją się i z zapałem pracują.
R
L
T
Przez dobre pięć minut przyglądał im się ze zdumieniem. Potem przedstawili mu
swoje najnowsze pomysły.
Carter wybrał dwa projekty do realizacji: grę planszową z geografii, której tema-
tem było poszukiwanie skarbu, i drugą łamigłówkę, w której dzieci miały wędrować
srebrną kulką po drabinkach, starając się zdobyć jak największą ilość punktów.
- Panie Matthews, ma pan gościa. - Recepcjonistka Kelly uśmiechnęła się pro-
miennie.
Kelly, która została przysłana przez pośrednika, by zastąpić chorą Sarę, od pierw-
szej chwili starała się zdobyć stałą pracę w TweedleDee Toys, ale nie umiała jeszcze ob-
sługiwać centrali telefonicznej i sporządzać notek do osób, do których ktoś ma sprawę, a
które w danej chwili są nieobecne w pracy.
- Kto? - spytał Carter.
- Ojej! Zapomniałam spytać. - Kelly zrobiła smutną minę. - Czy mam iść i spraw-
dzić?
Była tak przygnębiona, że Carter pokręcił głową.
- Nie, ale następnym razem nie zapomnij spytać.
- Tak. Oczywiście. - Zapisała coś w notatniku leżącym na biurku, w którym było
już mnóstwo równie przydatnych informacji.
Carter uśmiechnął się do niej z sympatią. Wiedział, jak trudno jest sprostać niezna-
nym jeszcze obowiązkom.
Kiedy otwierał drzwi gabinetu, miał nadzieję, że zaraz zobaczy uśmiech na twarzy
Daphne i jej zgrabne nogi. Niestety się rozczarował.
- Tata - powiedział. - To jakiś rekord. Zjawiasz się po raz drugi w ciągu tygodnia.
Ojciec spojrzał na niego, marszcząc brwi.
- Wczoraj zadzwonił do mnie Jerry Lawson.
Carter usiadł przy biurku, złożył dłonie i czekał na spodziewaną reprymendę. Czuł
się dziwnie po tej stronie biurka, gdyż zwykle to on zasiadał na fotelu dla petentów, wy-
słuchując połajanek ojca.
- Co takiego znów zrobiłem? - spytał.
- Jerry powiedział, że rozmawiałeś z nim o sponsorowaniu jakiegoś centrum.
R
L
T
Carter pospiesznie skinął głową.
- To nie przestępstwo.
- Wcale tak nie powiedziałem. - Ojciec potrząsnął głową. - Dlaczego każda roz-
mowa z tobą musi prowadzić do sprzeczki?
- Bo bez przerwy mi coś zarzucasz.
- Nieprawda.
Carter uniósł brwi ze zdziwieniem.
- W każdym razie - żachnął się ojciec - chciałem cię pochwalić.
Carter oparł się o fotel w zdumieniu.
- Pochwalić mnie?
- Jerry był zaskoczony, że tyle wiesz o biznesie. Uważa, że to centrum stanowi
godną poparcia inicjatywę. I ma związek z twoją pracą. - Ojciec ogarnął wzrokiem po-
kój.
Carter przez chwilę milczał, zdumiony nieoczekiwaną aprobatą ze strony ojca.
- Dziękuję.
- Ale uważaj! - Ojciec rzucił na biurko poranną gazetę i skrzywił się z dezaprobatą.
- Twoje eskapady znów trafiają na czołówki gazet.
Carter spojrzał na gazetę. Reporter zrobił zdjęcie, gdy Daphne i Carter wchodzili
do restauracji Lombardom. Gloria, redaktorka rubryki towarzyskiej, napisała złośliwy
komentarz, zastanawiając się, czy Carter bawi się uczuciami Daphne, czy też nie.
- To nie była żadna eskapada, tylko spotkanie biznesowe - oświadczył.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates