GR588. (Duo) Jordan Penny Słodki zapach czekolady 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie - zaprotestowała gwałtownie. Jej lekarzem był
Ralph Livesey. Nie chciała go widzieć. On był przecież
jednym z tych, którzy upierali się, że śmierć jej ojca to
był wypadek.
- To może zaprowadzę cię na górę?
PróbowaÅ‚a siÄ™ sprzeciwić. Przecież nic jej nie jest. Na­
prawdÄ™. To tylko szok. Ulga, jakÄ… poczuÅ‚a, dowiedzia­
wszy się o śmierci Juliana Coxa. Przez te wszystkie lata
nie raz marzyÅ‚a o tym, by móc podzielić siÄ™ z kimÅ› swoi­
mi problemami. By móc opowiedzieć komuÅ› o wszy­
stkim, co zaszło. Ale nigdy nie pozwoliła sobie ulec takiej
pokusie. Trochę jak Faust, zawarła pakt z diabłem.
W tym wypadku był nim Julian Cox. Milcząc, wierzyła,
że i on będzie milczał. %7łe nie splami pamięci jej ojca.
142
Wierzyła, chociaż rozum podpowiadał, że Cox i tak nie
zrobiÅ‚by tego. Gdyż tym samym siebie naraziÅ‚by na przy­
kre kontakty z prawem. I chociaż wiÄ™kszość czasu spÄ™­
dzał z dala od Rye, zawsze istniało niebezpieczeństwo,
że wróci.
Lecz już teraz, wreszcie, nie skrzywdzi nikogo więcej.
Ani ojca Dee, ani Beth. Nikogo.
Zdumiona, rozejrzała się dookoła. Stwierdziła, że
znalazÅ‚a siÄ™ we wÅ‚asnej sypialni. A przecież nie pamiÄ™­
tała, by wchodziła po schodach. Hugo zamykał właśnie
drzwi.
- Czy jest, ktoÅ›, Dee, do kogo mógÅ‚bym zatelefono­
wać. Jakaś przyjaciółka, którą chciałabyś mieć teraz przy
sobie? - spytał.
Bez słowa potrząsnęła głową.
- Chcę zostać sama - powiedziała drżącym głosem.
- Po prostu chcę być sama.
Marzyła tylko o tym, by schować się po kołdrą. I nie
widzieć nikogo. Absolutnie nikogo.
Stała kilka zaledwie kroków od łóżka. Lecz z jakiegoś
nieznanego powodu nie miaÅ‚a siÅ‚y do niego podejść. Sto­
py miaÅ‚a ciężkie, jak z oÅ‚owiu. Aóżko unosiÅ‚o siÄ™ i opa­
dało, kiedy próbowała skupić na nim wzrok. Podłoga pod
jej stopami wirowała. Z jej ust wyrwał się cichy okrzyk.
I nagle poczuÅ‚a, że Hugo podtrzymuje jÄ…. Trzyma jÄ… w ra­
mionach.
Trzyma jÄ… w ramionach!
Zacisnęła powieki. I poczuÅ‚a oblewajÄ…cÄ… jÄ… falÄ™ tÄ™sk­
not. Tak silnych, że poczuła niemal fizyczny ból. Jej opór
rozsypał się w drobny mak. Nie była już w stanie myśleć
143
dÅ‚użej o Hugonie jako o zamkniÄ™tej przeszÅ‚oÅ›ci. A prze­
cież tyle wysiłku włożyła w to, żeby się tego nauczyć.
Znów była dziewczyną, która śni o bezpiecznym
schronieniu w ramionach ukochanego.
- Hugo.
Wyszeptała jego imię i zarzuciła mu ramiona na szyję.
Z zaciśniętymi oczami, łapczywie chłonęła jego zapach.
- Hugo.
Obróciła głowę w gorączkowym poszukiwaniu jego
ust.
SÅ‚yszaÅ‚a, że wypowiedziaÅ‚ jej imiÄ™, że przemawiaÅ‚ Å‚a­
godnie. Mówił coś... Mniejsza z tym, co.
Czuła jego dłonie na policzkach. I czuła na wargach
jego usta. Gorące i namiętne.
KiedyÅ›, przed wielu laty, caÅ‚owali siÄ™ równie zachÅ‚an­
nie. Aż do utraty tchu. A ich serca łomotały wspólnym
rytmem. Coraz szybciej i szybciej.
Kiedyś, przed wielu laty, doświadczyła już podobnej
potrzeby całkowitego zapomnienia się. Zjednoczenia się
z nim w jedną, nierozerwalną całość.
Przywarła do niego. Już raz go straciła. Kiedy straciła
ojca. Ojca straciła na zawsze, ale Hugo był przy niej,
żywy, gorący, prawdziwy.
Pożądanie, niepohamowane jak fala powodzi, zawÅ‚ad­
nęło nią. %7ładne logiczne sygnały z mózgu nie miały do
niej dostępu. Była ślepa i głucha.
Usłyszała głuchy pomruk. Jej zmysły rozpoznały ten
dzwięk natychmiast. Jej dłonie same zsunęły się w dół
jego pleców, aż do krzepkich, jakże męskich pośladków.
Przycisnęła go do swego stęsknionego ciała. Jak nie czy-
144
niła już od tak dawna. Ten cichy pomruk był sygnałem
i zaproszeniem. InformacjÄ…, że Hugo pragnÄ…Å‚, by doty­
kała go właśnie w taki sposób. Wiadomością, że pragnął
jej. Odpowiedziała na te sygnały, jak czyniła to nieraz.
Czując, że jego ciało zareagowało tak, jak oczekiwała.
- Dee...
Jego gÅ‚os wibrowaÅ‚ żądzÄ… i tÄ™sknotÄ…. GorÄ…cymi pra­
gnieniami. I ostatnim ostrzeżeniem.
- Tak. Tak, wiem - szepnęła miÄ™dzy kolejnymi, go­
rącymi pocałunkami. - Rozbierz mnie, Hugo - rzuciła
błagalnie. - Szybko. Nie mogę czekać.
I, jakby dla podkreÅ›lenia swych słów, zaczęła szamo­
tać siÄ™ z wÅ‚asnÄ… bluzkÄ…. Zniecierpliwiona brakiem po­
mocy ze strony Hugona, zamruczała gniewnie. Gdy to
nie pomogÅ‚o, zaczęła gwaÅ‚townie mocować siÄ™ z guzi­
kami jego koszuli. Szarpała je i ciągnęła, mamrocząc pod
nosem jakieś gniewne słowa.
- Pomóż mi, Hugo - zawoÅ‚aÅ‚a w koÅ„cu. - ChcÄ™ zo­
baczyć cię, chcę cię dotykać, smakować. Hugo...
UcieszyÅ‚a siÄ™, gdy poradziÅ‚a sobie wreszcie z opor­
nym guzikiem i odsÅ‚oniÅ‚a pierÅ› Hugona. Pospiesznie roz­
pięła następny i następny. Jego skóra była ciemniejsza
niż kiedyś. To wskutek pracy w egzotycznych krajach.
Również mięśnie wyraznie mu stężały, wzmocniły się.
StaÅ‚ siÄ™ jeszcze bardziej mÄ™ski. Jeszcze bardziej podnie­
cajÄ…cy.
- Dee! - JÄ™knÄ…Å‚ gÅ‚ucho, kiedy pogÅ‚askaÅ‚a go po pier­
si. Pytająco spojrzała mu w oczy,
- Dee! - powtórzyÅ‚. SpojrzaÅ‚ w jej oczy. I zaniemó­
wił. Zacisnął powieki. Po chwili uniósł je powoli i rzucił:
145
- Chodz tu... JeÅ›li zamierzasz drÄ™czyć mnie w taki spo­
sób, to ja odwzajemnię ci się po swojemu.
Jego palce znacznie sprawniej poradziły sobie z jej
ubraniem. Potrzebował zaledwie kilku sekund, by zerwać
z niej jedwabnÄ… bluzkÄ™ i stanik. Kiedy zabraÅ‚ siÄ™ do roz­
pinania jej spodni, pochyliÅ‚a siÄ™ i zaczęła obsypywać de­
likatnymi pocaÅ‚unkami jego krtaÅ„. Zawsze lubiÅ‚ tÄ™ pie­
szczotÄ™.
Kiedy uporał się już ze spodniami, przeniósł dłonie
na jej piersi. MasowaÅ‚ je, ugniataÅ‚, drażniÅ‚ palcami wy­
prężone sutki. Dee szeptaÅ‚a jego imiÄ™ i wtuliÅ‚a twarz w je­
go ramię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coÅ› siÄ™ w niej zmieniÅ‚o, zmieniÅ‚o i zmieniaÅ‚o nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates