[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie - zaprotestowała gwałtownie. Jej lekarzem był
Ralph Livesey. Nie chciała go widzieć. On był przecież
jednym z tych, którzy upierali się, że śmierć jej ojca to
był wypadek.
- To może zaprowadzę cię na górę?
Próbowała się sprzeciwić. Przecież nic jej nie jest. Na
prawdę. To tylko szok. Ulga, jaką poczuła, dowiedzia
wszy się o śmierci Juliana Coxa. Przez te wszystkie lata
nie raz marzyła o tym, by móc podzielić się z kimś swoi
mi problemami. By móc opowiedzieć komuś o wszy
stkim, co zaszło. Ale nigdy nie pozwoliła sobie ulec takiej
pokusie. Trochę jak Faust, zawarła pakt z diabłem.
W tym wypadku był nim Julian Cox. Milcząc, wierzyła,
że i on będzie milczał. %7łe nie splami pamięci jej ojca.
142
Wierzyła, chociaż rozum podpowiadał, że Cox i tak nie
zrobiłby tego. Gdyż tym samym siebie naraziłby na przy
kre kontakty z prawem. I chociaż większość czasu spę
dzał z dala od Rye, zawsze istniało niebezpieczeństwo,
że wróci.
Lecz już teraz, wreszcie, nie skrzywdzi nikogo więcej.
Ani ojca Dee, ani Beth. Nikogo.
Zdumiona, rozejrzała się dookoła. Stwierdziła, że
znalazła się we własnej sypialni. A przecież nie pamię
tała, by wchodziła po schodach. Hugo zamykał właśnie
drzwi.
- Czy jest, ktoś, Dee, do kogo mógłbym zatelefono
wać. Jakaś przyjaciółka, którą chciałabyś mieć teraz przy
sobie? - spytał.
Bez słowa potrząsnęła głową.
- Chcę zostać sama - powiedziała drżącym głosem.
- Po prostu chcę być sama.
Marzyła tylko o tym, by schować się po kołdrą. I nie
widzieć nikogo. Absolutnie nikogo.
Stała kilka zaledwie kroków od łóżka. Lecz z jakiegoś
nieznanego powodu nie miała siły do niego podejść. Sto
py miała ciężkie, jak z ołowiu. Aóżko unosiło się i opa
dało, kiedy próbowała skupić na nim wzrok. Podłoga pod
jej stopami wirowała. Z jej ust wyrwał się cichy okrzyk.
I nagle poczuła, że Hugo podtrzymuje ją. Trzyma ją w ra
mionach.
Trzyma jÄ… w ramionach!
Zacisnęła powieki. I poczuła oblewającą ją falę tęsk
not. Tak silnych, że poczuła niemal fizyczny ból. Jej opór
rozsypał się w drobny mak. Nie była już w stanie myśleć
143
dłużej o Hugonie jako o zamkniętej przeszłości. A prze
cież tyle wysiłku włożyła w to, żeby się tego nauczyć.
Znów była dziewczyną, która śni o bezpiecznym
schronieniu w ramionach ukochanego.
- Hugo.
Wyszeptała jego imię i zarzuciła mu ramiona na szyję.
Z zaciśniętymi oczami, łapczywie chłonęła jego zapach.
- Hugo.
Obróciła głowę w gorączkowym poszukiwaniu jego
ust.
Słyszała, że wypowiedział jej imię, że przemawiał ła
godnie. Mówił coś... Mniejsza z tym, co.
Czuła jego dłonie na policzkach. I czuła na wargach
jego usta. Gorące i namiętne.
Kiedyś, przed wielu laty, całowali się równie zachłan
nie. Aż do utraty tchu. A ich serca łomotały wspólnym
rytmem. Coraz szybciej i szybciej.
Kiedyś, przed wielu laty, doświadczyła już podobnej
potrzeby całkowitego zapomnienia się. Zjednoczenia się
z nim w jedną, nierozerwalną całość.
Przywarła do niego. Już raz go straciła. Kiedy straciła
ojca. Ojca straciła na zawsze, ale Hugo był przy niej,
żywy, gorący, prawdziwy.
Pożądanie, niepohamowane jak fala powodzi, zawład
nęło nią. %7ładne logiczne sygnały z mózgu nie miały do
niej dostępu. Była ślepa i głucha.
Usłyszała głuchy pomruk. Jej zmysły rozpoznały ten
dzwięk natychmiast. Jej dłonie same zsunęły się w dół
jego pleców, aż do krzepkich, jakże męskich pośladków.
Przycisnęła go do swego stęsknionego ciała. Jak nie czy-
144
niła już od tak dawna. Ten cichy pomruk był sygnałem
i zaproszeniem. Informacją, że Hugo pragnął, by doty
kała go właśnie w taki sposób. Wiadomością, że pragnął
jej. Odpowiedziała na te sygnały, jak czyniła to nieraz.
Czując, że jego ciało zareagowało tak, jak oczekiwała.
- Dee...
Jego głos wibrował żądzą i tęsknotą. Gorącymi pra
gnieniami. I ostatnim ostrzeżeniem.
- Tak. Tak, wiem - szepnęła między kolejnymi, go
rącymi pocałunkami. - Rozbierz mnie, Hugo - rzuciła
błagalnie. - Szybko. Nie mogę czekać.
I, jakby dla podkreślenia swych słów, zaczęła szamo
tać się z własną bluzką. Zniecierpliwiona brakiem po
mocy ze strony Hugona, zamruczała gniewnie. Gdy to
nie pomogło, zaczęła gwałtownie mocować się z guzi
kami jego koszuli. Szarpała je i ciągnęła, mamrocząc pod
nosem jakieś gniewne słowa.
- Pomóż mi, Hugo - zawołała w końcu. - Chcę zo
baczyć cię, chcę cię dotykać, smakować. Hugo...
Ucieszyła się, gdy poradziła sobie wreszcie z opor
nym guzikiem i odsłoniła pierś Hugona. Pospiesznie roz
pięła następny i następny. Jego skóra była ciemniejsza
niż kiedyś. To wskutek pracy w egzotycznych krajach.
Również mięśnie wyraznie mu stężały, wzmocniły się.
Stał się jeszcze bardziej męski. Jeszcze bardziej podnie
cajÄ…cy.
- Dee! - Jęknął głucho, kiedy pogłaskała go po pier
si. Pytająco spojrzała mu w oczy,
- Dee! - powtórzył. Spojrzał w jej oczy. I zaniemó
wił. Zacisnął powieki. Po chwili uniósł je powoli i rzucił:
145
- Chodz tu... Jeśli zamierzasz dręczyć mnie w taki spo
sób, to ja odwzajemnię ci się po swojemu.
Jego palce znacznie sprawniej poradziły sobie z jej
ubraniem. Potrzebował zaledwie kilku sekund, by zerwać
z niej jedwabną bluzkę i stanik. Kiedy zabrał się do roz
pinania jej spodni, pochyliła się i zaczęła obsypywać de
likatnymi pocałunkami jego krtań. Zawsze lubił tę pie
szczotÄ™.
Kiedy uporał się już ze spodniami, przeniósł dłonie
na jej piersi. Masował je, ugniatał, drażnił palcami wy
prężone sutki. Dee szeptała jego imię i wtuliła twarz w je
go ramiÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coÅ› siÄ™ w niej zmieniÅ‚o, zmieniÅ‚o i zmieniaÅ‚o nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates